Ponad 210 tysięcy złotych zebrano dotąd w sieci na leczenie i potrzebną pomoc zwierzętom, które ewakuowano z gospodarstwa w Starym Czarnowie. W dramatycznych warunkach żyło tam 120 zwierząt. Były ranne, wycieńczone i niedożywione. Niektóre, by przeżyć, żywiły się padliną.
Policję o możliwości popełnienia przestępstwa zawiadomili przedstawiciele Pogotowia dla Zwierząt z Trzcianki w woj. wielkopolskim. Już wcześniej mieli sygnały, że w gospodarstwie w Starym Czarnowie zwierzęta żyją w skrajnie dramatycznych warunkach. Jeszcze przed świętami wielkanocnymi w asyście policji i lekarza weterynarii wolontariusze weszli na teren gospodarstwa.
Relacja przedstawicieli Pogotowia dla Zwierząt, którzy byli na miejscu, jest wstrząsająca. Na wielu zdjęciach widać zaniedbane, skrajnie wychudzone, cierpiące zwierzęta – w sumie w skrajnych warunkach żyło tu 120 psów, 9 koni, krów oraz koty. „Psy poukrywane są w komórkach. Z góry widać poranione konie, padają z choroby i wyczerpania, sceny podczas interwencji są niczym z horroru. (…) wygłodzone psy są pozamykane w komórkach, chodzą po truchłach innych, padłych wcześniej. Odór jest straszny. Inne wygłodzone psy z tej pseudohodowli wyciągają z komórek resztki zwłok. Tym się żywią, ponieważ w tej fabryce nie ma karmy dla psów, aby przeżyły muszą zjadać inne. Jest także duża liczba szczeniaków, pozamykanych w piwnicy, w ciemności, jamniki, kundelki, dobermany oraz psy w typie rasy shar pei. Brodzą w gnojowicy. (…) Część zwierząt jest martwa. Utopiły się w gnojówce, która na terenie posesji sięga miejscami około metra” – opisywano to, co zastano na miejscu.
Nasza Czytelniczka ze Szczecina od lat zna właścicielkę tego gospodarstwa. Podkreśla, że kobieta (lekarz z wykształcenia) prowadziła tu działalność na kształt schroniska dla zwierząt, ale w pewnym momencie sytuacja po prostu ją przerosła.
- Sama miałam od tej pani dwa psy. Były zadbane, nie chorowały - opowiada Wioletta Kocman ze Szczecina. - Nie jest prawdą, że zwierzęta u niej nie miały co jeść. Do gospodarstwa przywożono worki karmy, odpadki z rzeźni. Ta pani przygarniała bezpańskie zwierzęta, miała dobre serce. Fakt, w pewnym momencie było tu już za dużo piesków, ale gdzie byli urzędnicy, gdy prosiła o pomoc? Wiem, że chciała osuszyć podwórko, zbudować boksy, ale nie dała rady podołać wszystkiemu sama.
* * *
Jak długo trwał koszmar zwierząt i co się działo się na terenie gospodarstwa, wyjaśnia Prokuratura Rejonowa w Gryfinie. Jak poinformowała Joanna Biranowska-Sochalska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, w tej sprawie prowadzone są intensywne czynności. Jednym z pierwszych kroków było odebranie zwierząt właścicielce i przekazanie ich w dobre ręce.
Zwierzęta, które udało się uratować i ewakuować z gospodarstwa jeszcze przez wiele tygodni będą potrzebowały pomocy. W sieci, na stronie www.ratujemyzwierzaki.pl , trwa zbiórka pieniędzy na leczenie i opłacenie hoteli psom, dla których wolontariusze będą szukali nowego domu. Dotąd zebrano ponad 210 tys. zł.
(żan)