Rozmowa z ojcem Maciejem Biskupem, przeorem klasztoru i proboszczem kościoła pw. św. Dominika w Szczecinie
– Szczecińscy dominikanie znani są z niezwykłej, uduchowionej oprawy Triduum Paschalnego, które zaczyna się w Wielki Czwartek, a kończy w Niedzielę Wielkanocną. Skąd czerpiecie inspiracje?
– Czerpiemy z tradycji 800 lat. Jako wspólnota zakonna mamy swoją liturgię, kultywujemy chorał gregoriański, który nas wychowuje, niesie i nią, czyli tym, co jest dla nas ważne, dzielimy się z ludźmi. U dominikanów istotne są nie tylko kazania, ale też liturgia: piękna, staranna, ma przemawiać i otwierać. „Piękno zbawi świat” – mówił Dostojewski, więc ta liturgia powinna być piękna, bo jest obrazem Boga. Bóg jest piękny, więc liturgia nie może być byle jaka.
– Dominikanie są prekursorami Triduum w Szczecinie. Kilkanaście lat temu w żadnym innym kościele nie celebrowano w ten sposób męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Dziś odprawia je tak coraz więcej kościołów. Jak to się zaczęło?
– Inspiracją był klasztor w Krakowie, który w latach 80. stał się jednym z polskich centrów zainicjowania odnowy liturgicznej. Tak powstał śpiewnik dominikański, który w tej chwili już w dwóch tomach krąży po całej Polsce i dziś w wielu kościołach wykonywane są śpiewy dominikańskie. Dbałość o liturgię jest dla nas czymś naturalnym. Liturgia jest ważna, jest częścią naszego życia, dlatego chcemy do niej zaprosić też ludzi, którzy do nas przychodzą. Ona ma karmić, zwłaszcza w Triduum, w Wielki Tydzień, gdy kazania są na drugim miejscu, a bardziej przemawiają gesty. Te dni: Wielki Czwartek – Jezus umywa nogi, Wielki Piątek – w sposób wymowny przemawia sam krzyż. Wielka Sobota – pusty grób, a następnie światło Wigilii Paschalnej. To dotknięcie za pomocą gestów, przez które Pan Bóg przemawia i jesteśmy zaproszeni do otwarcia na nie. Liturgia to gesty, słowa, śpiew. To wszystko dotyka. Jesteśmy ludźmi, którzy potrzebują wewnętrznego wyrazu, bo Chrystus zbawił nas przez stanie się człowiekiem, więc ten wymiar ludzki jest bardzo ważny.
– Równolegle do religijnej stworzyliśmy sobie jednak świecką otoczkę świąt: jajeczka, kurczaczki, zajączki, a wyjście do kościoła polega na przyniesieniu koszyczka do poświęcenia w Wielką Sobotę. Czy to wystarczy?
– My się śmiejemy, że są to dodatkowe „sakramenty” polskie: popiół w Środę Popielcową, palemka w Niedzielę Palmową i święcenie pokarmu w Wielką Sobotę, które dla wielu ludzi w ogóle nie kojarzą się z wielkanocnym posiłkiem Jezusa z uczniami. Ciągle o tym w klasztorze rozmawiamy, że to święcenie powinno być po Wigilii Paschalnej, kiedy woda jest na nowo uświęcona przez zanurzony w niej paschał – symbol Chrystusa zmartwychwstałego. W Wielką Sobotę, która tak naprawdę powinna być milcząca, bo Chrystus umarł i zstąpił do piekieł, ubolewamy, że ta cisza jest złamana przez święcenie pokarmów. Trzeba pytać o te tradycje, czy one jeszcze coś dla nas wyrażają, czy przemawiają? Co właśnie ten zajączek wyraża, chociaż nie mam nic przeciwko zajączkowi, bo w moim domu był ten zwyczaj, że w ogródku zając zostawiał prezenty. To jednak był tylko mało znaczący element, który nie przyćmiewał wymiaru religijnego.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 30 marca 2018 r.
Rozmawiała Elżbieta Kubera
Fot. Ryszard Pakieser