Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa podpisane przez dyrektor Sądu Okręgowego w Koszalinie trafiło do Prokuratury Okręgowej w tym mieście. Jak poinformował w piątek rzecznik prokuratury Ryszard Gąsiorowski, z zawiadomienia wynika, że z kasy zapomogowo-pożyczkowej sądu zniknęło co najmniej 285 tys. zł. Taka kwota została ustalona w wyniku kontroli przeprowadzonej przez prezesa i dyrektor sądu. Gąsiorowski dodał, że w zawiadomieniu, do którego dołączono wielostronicowy protokół pokontrolny, wskazuje się na możliwość popełnienia przestępstwa polegającego na przywłaszczeniu powierzonych pieniędzy, a także fałszowaniu dokumentacji.
– W toku kontroli dyrektor i powołana komisja nabrali wątpliwości, czy dokumentacja księgowa tej kasy jest w całości rzetelna. Wskazują tu na możliwość przekroczenia przepisów ustawy o księgowości – powiedział rzecznik prokuratury.
Jak poinformował w piątek rzecznik Sądu Okręgowego Sławomir Przykucki kasą zapomogowo-pożyczkową zajmowała się zastępca głównej księgowej, pracownica z ponad 20-letnim stażem. W sierpniu, gdy ujawniono brak pieniędzy, została dyscyplinarnie zwolniona. Ponieważ w tej sprawie pokrzywdzonymi są pracownicy i sędziowie Sądu Okręgowego w Koszalinie prokuratura wystąpiła do Prokuratury Regionalnej z wnioskiem o przekazanie postępowania jednostce spoza Koszalina.
– Czekamy na rozstrzygnięcie – powiedział Gąsiorowski.
W sprawie nikt nie usłyszał zarzutów. Kwalifikacja prawna nie została jeszcze ustalona. Jak poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej, czynności procesowe będą polegały na prześledzeniu wpłat do kasy, ich wysokości, okresu.
– Potem badana będzie kwestia wypływu pieniędzy – ile udzielono pożyczek, jaka była ich zwrotność, by ustalić w którym momencie rozpoczął się brak kasowy.
Rzecznik Sądu Okręgowego zaznaczył, że w przypadku kasy zapomogowo-pożyczkowej "zakład pracy nawet nie ma możliwości kontrolnych. Powinni ją (osobę odpowiadającą za księgowość - PAP) kontrolować pracownicy należący do kasy, powinien być zarząd, który powinien zlecać kontrole".
– Nikt specjalnie o to nie dbał. Kontrole przez wiele lat nie były zlecane – powiedział Przykucki.
Sprawa wydała się w sierpniu 2018 r., bo członkowie kasy coraz dłużej czekali na uzyskanie pożyczki, a ci, którzy chcieli wycofać wkłady, dowiadywali się, że nie ma w kasie pieniędzy. Ze wstępnych ustaleń pokontrolnych wynika, że proceder trwał jednak co najmniej kilka lat, a pokrzywdzonych jest co najmniej kilkadziesiąt osób – pracowników i sędziów, którzy wpłacali składki, by móc korzystać z nieoprocentowanych pożyczek.
(pap)
Fot. Ryszard Pakieser