Na terenie szczecińskiej mariny – jak widać – poza sztucznymi palmami i chwastami nie ma śladu tzw. urządzonej zieleni: zero drzew i krzewów. Dlaczego? Gdy pytam o to Łukasza Podczaszego, ten mówi wprost: projekt zieleni był gotowy, ale z jego realizacją jest pewnie tak jak z dalszymi etapami Portu Jachtowego Szczecin, czyli… umarł śmiercią naturalną.
To wielka szkoda. Ta krakowska pracownia przygotowała dla Szczecina naprawdę ciekawy, spektakularny projekt zagospodarowania zielenią Wyspy Grodzkiej – czego ledwie ułamek do dziś można oglądać na wizualizacjach i filmie promującym niedokończoną i owianą aurą skandalu inwestycję. Na terenie nowoczesnej mariny zarezerwowano miejsce dla 129 jabłoni ozdobnych i czerwonych w kilku odmianach, a także 84 dębów i 14 wierzb. Natomiast wycięte krzewy miały zastąpić dywany barwinków. Wiosną, w rozkwicie, widok na Port Jachtowy Szczecin byłby zachwycający, zapierający dech w piersiach. Ale… wszystko wskazuje na to, że taki pejzaż w tym miejscu nigdy nie powstanie.
Byle drzewo za pień?
Gdy dobiegał końca pierwszy termin dokonania nasadzeń na terenie Wyspy Grodzkiej, Wydział Inwestycji Miejskich (16 września 2015 r.) wystąpił do starosty polickiego z wnioskiem o zmianę decyzji w zakresie nasadzeń zastępczych. To zarówno w zakresie ich lokalizacji, rodzajów, jak i parametrów. Uzasadniając to krótko: „ze względu na niezakończoną budowę budynków i infrastruktury technicznej w ramach realizacji zadania pn. Budowa Portu Jachtowego w Szczecinie”. ©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 25 maja 2018 r.
Arleta NALEWAJKO