- Chcemy, by w końcu ktoś zajął się sprawą, bo tak naprawdę nikogo oprócz nas nie obchodzi, co dzieje się w tym kółku wzajemnej adoracji, przewodzi mu od samego początku pani Józefa, czuje się bezkarna. Gdy się ją o coś spytamy, odpowiada agresją, potrafi na nas nakrzyczeć - mówią nasze Czytelniczki. - Zbierana jest składka - 30 złotych na rok, pani Józefa bierze kasę, my żadnego potwierdzenia o wpłacie nie mamy. Wiosną zorganizowano wycieczkę do Wilna. Kosztowała nas 1200 złotych, chociaż biuro podróży zaznaczyło, że jeśli pojedzie ponad 48 osób, wówczas koszt zmniejszy się o 70 złotych. I rzeczywiście udało się zebrać tylu chętnych, że do zapłacenia było 1130 zł. Jednak 70 złotych nam nie oddano. Znowu żadnych rozliczeń nie widzieliśmy. W dodatku warunki, w jakich niektórzy musieli nocować wołały o pomstę do nieba...
Na jakich zasadach działa grupa pani Józefy?
- Realizujemy od 10 lat wiele działań na rzecz seniorów zamieszkujących prawobrzeże. Grupa skoncentrowana wokół pani Józefy nie ma wiele wspólnego z Fundacją oprócz tego, że udostępniamy jej nieodpłatnie salę do spotkań. Jest to niezależny ruch społeczny. My piszemy wiele projektów, przy czym jeden z nich - jedna wycieczka w roku jest również dla tej grupy. Wówczas każdy otrzymuje paragon, Fundacja ma kasę fiskalną i musi się rozliczać z wszystkich wpływów co do grosza. Żadne inne pieniądze związane z kołem seniorów pani Józefy przez Fundację nie przechodzą - tłumaczy Wioleta Smykowska, prezes Fundacji Kultury i Sportu „Prawobrzeże". - Pani Józefa działa bardzo prężnie, od wielu lat cieszy się ogromnym zaufaniem wielu osób, to jest człowiek czynu, niezwykle oddana temu, co robi. Na czwartkowe spotkania przychodzi mnóstwo seniorów, zawsze w tak dużym gronie znajdą się ludzie krytyczni, podejrzliwi.
Jak na krytykę odpowiada pani Józefa?
- Rzeczywiście zbieramy składkę roczną - to 25 złotych. Przeznaczamy ją na kawę, herbatę, cukier, są dla wszystkich w każdy czwartek, kiedy odbywają się zebrania. Wycieczka do Wilna zorganizowana była przez biuro podróży; jak ktoś potrzebował rachunku, mógł przecież do biura się po niego zgłosić. Ja nigdy o faktury nie proszę, nie domagam się... Są mi niepotrzebne. Pytam, ile muszę zapłacić, informuję o kosztach innych, zbieram pieniądze i płacę. Podczas trasy kupiłam szampana, cukierki, żeby wszystkim było przyjemniej, żebyśmy w lepszej atmosferze mogli się poznać.
Pani Józefa twierdzi, że nie bierze rachunków, bo wszystko, co robi, robi społecznie; poświęca swój wolny czas, obowiązków jej nie brakuje. Ciekawe, że usługodawcy sami z siebie nie dają paragonów, faktur...
- Żeby wypisywać potwierdzenia przyjęcia gotówki, musiałabym pracować, a do tego mieć jeszcze z dwie osoby, które by mi pomagały. Do tej pory wszyscy byli zadowoleni z mojej działalności, nie było żadnych problemów. Wiem, co to za osoby przyszły do redakcji... Nigdy nic im się nie podoba. ©℗
E. KOLANOWSKA
Fot. Mirosław WINCONEK
Cały artykuł w Kurierze Szczecińskim i w e-wydaniu z 4.08.2016 r.