Żeglarze, którzy od lat korzystają z Łarpi, są coraz bardziej zniecierpliwieni. Niektórzy do tej pory nie wyciągnęli swoich jednostek z hangarów, bo i tak nie są w stanie przepłynąć do Odry. Po raz kolejny będą publicznie protestować. W miniony poniedziałek na krótki rejs po Łarpi zaprosili dziennikarzy – łodzie nie pokonały nawet wyznaczonego „do bezpiecznej żeglugi” szlaku.
Firma, która miała usunąć skutki zanieczyszczenia rzeki, przestała już nawet przesyłać komunikaty (wcześniej tą drogą informowała o planowanych i prowadzonych pracach) i odpowiadać na pytania (także nasze).
Przypomnijmy. Do spłycenia Łarpi doszło w grudniu ubiegłego roku podczas prac prowadzonych przy pogłębianiu dojścia do portu (to jedno z przedsięwzięć realizowanych w ramach projektu „Polimery Police”). Ogromna ilość urobku, składowanego przy brzegu, po przerwaniu wału, dostała się do rzeki. Wykonawca (Hyundai Engineering) przyznał, że stało się to podczas tych prac i zapowiedział naprawienie szkody. Robił to, jak zapewniał, zgodnie z harmonogramem. Społecznicy jednak wielokrotnie zgłaszali swoje zastrzeżenia.
W maju spółka Hyundai Engineering poinformowała, że oznaczyła nowy szlak na Łarpi, który miał pozwolić jednostkom na „swobodne i przede wszystkim świadome oraz bezpieczne przemieszczanie się z przystani w kierunku rzeki Odry”. A także, że nowy szlak został już przetestowany przez jednostki o zanurzeniu 1,6 m. Pisaliśmy o tym 15 maja. To i tak miało być rozwiązanie tymczasowe. Ale nawet ono, jak mówią żeglarze, nie pozwoliło niektórym wodniakom rozpocząć sezonu.
Faktyczną sytuację żeglarze przedstawili dziennikarzom w miniony poniedziałek – na rzece Łarpi. Popłynęliśmy łodzią o zanurzeniu 1,6 metra. Nie pokonaliśmy nawet wyznaczonego bojami szlaku. Urządzenie do pomiaru głębokości w niektórych miejscach (na torze) wskazywało 1,1 metra (głębokość było bardzo różna od 1,1 do 2,0 metra).
- Trzeba ostro interweniować, nie ma innego wyjścia – mówił poirytowany żeglarz już po tej próbie przepłynięcia. - Nie wyszliśmy na Odrę. Stanęliśmy w mule, za nami się robił kipiel czarnego mułu.
W poniedziałek na wodowskazie w Trzebieży było 4,98 metra. Jednostki o zanurzeniu 1,5 – 1,6 metra przy tym poziomie wody nie są w stanie przepłynąć przez Łarpię.
- Ta woda jest dzisiaj średnia, ona jeszcze stąd odejdzie. Wszystko od wiatru zależy – mówią żeglarze. - Jak północny, to się wypłynie, jak południowy to się nie wypłynie. Nawet jak się uda wypłynąć, to jest obawa czy uda się wrócić, bo poziom wody może się zmienić. Nigdy nie musieliśmy się zastanawiać, jaki jest stan wody. Wypływaliśmy i spokojnie wracaliśmy. Można było wrócić nawet po ciemku. Teraz na to nie ma szans, w nocy tych boi nie będzie widać.
Przedstawiciele Społecznego Komitetu Ratowania Łarpi mówią, że czują się lekceważeni przez firmę Hyundai Engineering, bo zadowalających efektów prowadzonych przez nią prac naprawczych nie widzą, a nie dostają odpowiedzi na swoje pytania. Wcześniejsze spotkania i rozmowy także nie przyniosły oczekiwanych efektów. Kilka razy już organizowali pokojowe manifestacje. Zapowiadają kolejną, w przyszłym tygodniu. Tym razem może być liczniejsza, bo z udziałem nie tylko bezpośrednio zaangażowanych w sprawę społeczników. Akcja zapowiadana jest w mediach społecznościowych.
Agnieszka Spirydowicz