Żywiec Zdrój czasowo wstrzymał sprzedaż produktów pochodzących z dwóch dni produkcji zakładu w Mirosławcu. Wodą z tej partii poparzył się mieszkaniec Bolesławca.
Rzecznik Żywca Zdroju Martyna Węgrzyn poinformowała PAP, że woda pochodziła z zakładu w Mirosławcu, który jest obecnie kontrolowany przez specjalistów z sanepidu. "Inspektorzy otrzymali wszelkie informacje, m.in. dane z zapisu produkcji (...). Aktywnie współpracujemy z sanepidem i policją" – powiedziała. Dodała, że firma powołała również własną komisję specjalistów.
Z informacji rzeczniczki wynika, że w zgrzewce, z której pochodziła woda wypita przez mieszkańca Bolesławca, znajdowały się produkty z dwóch dni produkcji. - To jest dla nas dość nietypowa sytuacja. Musimy to sprawdzić. W zgrzewce jest 12 produktów. Z fabryki wyjeżdżają zawsze produkty z danego momentu. Tutaj znalazła się woda z różnych dni. To dla nas zaskakujące i rodzi pytania – powiedziała Węgrzyn.
Rzecznik zaznaczyła, że w tej chwili wątpliwości budzi woda w jednej butelce; tej, z której pił mieszkaniec Bolesławca. Nie wiadomo natomiast, czy w innych z tej zgrzewki też znajdują się jakieś groźne dla zdrowia substancje.
Węgrzyn dodała, że firma stara się wyśledzić, dokąd te partie trafiły, żeby zablokować ich sprzedaż. - W tej chwili nie ma podstaw, aby przypuszczać, że inne produkty stanowią zagrożenie dla zdrowia – powiedziała Węgrzyn.
Sprawę badają policja, prokuratura i sanepid. W środę wieczorem do bolesławieckiego szpitala trafił 31-letni mężczyzna z poparzonym przełykiem. Z ustaleń policji wynika, że wypił oryginalnie zapakowaną gazowaną wodę z etykietą Żywioł Żywiec Zdrój. (PAP)
Fot. Ryszard PAKIESER (arch.)