Labradorka latami była więziona w ciasnym ciemnym pomieszczeniu: pozostawiona sama sobie, odzwyczajana nawet od jedzenia. Potwornie wychudzoną i zalęknioną Nerę jednak uratowano z działek. Wreszcie będzie miała szansę na normalność. Z pomocą Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami oraz szczecińskich zwierzolubów, którzy choćby w ten weekend wezmą udział w charytatywnym pikniku ph. "Wiosna z TOZ".
Stoliki uginają się od słodkości: cukierków, ciast, bezów, a także od słoiczków pachnących soli do kąpieli. Uwagę przyciągają efektowne przytulanki, barwne kartki wielkanocne, poduchy i delikatne bratki. Można się napić kawy, herbaty, porozmawiać. Jednak wszystkich, niczym magnes, przyciąga dziesiątka biszkoptowych czterotygodniowych maluchów wraz z mamą - maleńką Sisi. Trudno uwierzyć, że ta drobniutka sunia - dziś bezpieczna i wypoczywająca na miękkim posłaniu - jeszcze niedawno była przetrzymywana na łańcuchu przy rozpadającej się budzie, a żywiona jedynie chlebem moczonym w wodzie.
- Właśnie dla takich jak Sisi naszych podopiecznych jest ten piknik. Zbieramy mokrą wysokomięsną karmę dla psów i kotów. Liczymy na przypływ żwirku, a nie mniej potrzebujemy podkładów higienicznych, rękawiczek jednorazowych, smyczy i obroży - mówi Marlena Sobczak ze szczecińskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Natomiast dochód ze sprzedaży np. rękodzieła naszych wolontariuszy posłuży do zdobycia środków na utrzymanie i leczenie naszych podopiecznych. Borykamy się z ogromnym wzrostem cen i to nie tylko mediów. Nie wszystkie operacje możemy wykonywać w naszej lecznicy, a tymczasem coraz więcej naszych podopiecznych wymaga właśnie skomplikowanej pomocy chirurgicznej. Koszty operacji zewnętrznych, jak i lekarstw poszybowały. Musimy zdobywać środki, aby nadal móc pomagać.
Obok kojca Sisi z maluszkami, które do adopcji będą gotowe najwcześniej za cztery tygodnie, jest kolejny - z Tajgerem. To dwunastolatek, którego wyrwano z pijackiej meliny. Był bity, głodzony, a w ostatnim epizodzie jego pan - oprawca zamierzał mu połamać nogi, wkładając między szprychy roweru. Mimo lat traumy Tajger pozostał ufny i pogodny, chętnie nadstawia głowę do głasków. To cichy, spokojny, łagodny pręgowany kundelek: przyjazny nie tylko wobec innych psów, ale również kotów. Sprawdzi się zarówno w domu z małymi dziećmi, jak i pod opieką samotnego seniora. Jest gotowy do adopcji, choć przyszły opiekun powinien wiedzieć, że Tajger ma problemy z nerkami. Dlatego do końca pozostanie pod opieką lekarsko-weterynaryjną TOZ.
Podobny los zapewne czeka 13-letnią Zuzię. To głucha i niedowidząca ruda spanielka z ogromnym jątrzącym się guzem przy zadzie, która zaledwie parę dni temu została odebrana z tzw. dobrego domu. Czeka ją operacja i rekonwalescencja, po której... Oby ją spotkał los równie wiekowej Soni. Gdy na stronie TOZ ją zobaczyła Monika Sieńko - jak sama wspomina - serce jej zmiękło. Natychmiast zgłosiła swój dom i rodzinę dla maleńkiej Sonieczki jako "tymczas". Nie miała wówczas pojęcia, że kilka tygodni wcześniej ta drobna filigranowa jamniczka szorstkowłosa ledwie się ruszała, ciągnąc za sobą monstrualny guz, ważący ponad 3 kg.
- Nie oceniam tych ludzi - Monika mówi krótko o poprzednich opiekunach Soni. - Liczy się dla mnie tylko to, że Sonia jest teraz z nami szczęśliwa. To przekochana, delikatna, cudowna, bezgranicznie oddana psinka, która popiskując dopomina się o pieszczoty. I świetnie dogaduje z naszymi czterema kociakami.
- Wszystkich zachęcam, aby pomagali. Na przykład otwierając się jako domy tymczasowe dla zwierząt w potrzebie. Szczególnie dla seniorów. Niechże psy po latach tragicznych przeżyć choć ten ostatni etap w życiu mają szczęśliwy: niech będą otoczone opieką i czułością, niech wreszcie czują, że są kochane - dodaje Ignacy Sieńko, nastoletni syn Moniki. - Tak naprawdę każdy z nas może uratować choć jedno zwierzęce życie.
Dom tymczasowy dla Soni zmienił się w docelowy. Natomiast Gabi wciąż na swój czeka. Ma niespełna siedem lat, ale nie jest filigranowa - w typie owczarka niemieckiego, co znacznie utrudnia jej adopcyjne szanse. Została odebrana z tragicznych warunków, pewnej rodzinie w Dąbiu. Oni mieszkali w pięknym domu, gdy ona nie miała nawet ciepłej budy. Była niedożywiona, chora, z guzami. Teraz już po operacjach dochodzi do siebie. Potrzebuje czułego opiekuna i bezpiecznego domu.
- Mamy pod opieką 20 adopcyjnych psów. W tym Misię z piątką szczeniąt. Mamy też sporo kotów. Wśród nich teraz tylko jedną mamę, ale przed nami na horyzoncie już wkrótce tzw. kocia górka. Zapraszamy do pomocy - zachęca Marlena Sobczak ze szczecińskiego TOZ.
Wolontariusze bardzo się postarali, aby odwiedzający charytatywny piknik ph. "Wiosna w TOZ" nie szczędzili grosza. Wśród nich jest Emilia Nowakowska - prywatnie prawniczka i pedagog, która od 20 lat prowadzi tzw. dom tymczasowy dla kotów w potrzebie.
- W domu nie czeka na mnie człowiek, tylko zwierzęta. Wolontariat zawładnął całym moim życiem - opowiada p. Emilia. - Dla kotów i psów nie ma znaczenia: młody czy stary, piękny czy brzydki. One nie oceniają wykształcenia, tuszy, wzrostu, koloru oczu i włosów, ani też bieli zębów. One po prostu kochają. Bezinteresownie. Kto szuka bezwarunkowej miłości, ten ją znajdzie tylko u zwierząt. Dlatego właśnie warto być wolontariuszem TOZ. Pomagać. Wszystkich do tego zachęcam.
"Wiosna w TOZ" - wydanie sobotnie już za nami. Kto jeszcze nie zdołał dotrzeć na ów piknik charytatywny przy ul. Ojca Beyzyma, ten powinien skorzystać z szansy jaką daje niedziela (27 marca) - w godz. 11-17.
- Zapraszamy: wszyscy są mile widziani - zapewnia Marlena Sobczak w imieniu wolontariuszy TOZ. ©℗
Arleta NALEWAJKO