Historia niespełna rocznego Piotrusia Wróbla z miejscowości Żórawie pod Gryfinem poruszyła wiele serc. Od kilku miesięcy chłopiec zmaga się z nowotworem złośliwym obojga oczu – siatkówczakiem. Do pomocy zgłaszają się mieszkańcy Gryfina i nie tylko. Chcą zrobić cokolwiek. By Piotruś żył. By widział.
„Urodziłem się, by dać szczęście”
O rozpaczy, jak ogarnęła rodziców Piotrusia, gdy dowiedzieli się o chorobie syna, świadczyć może wpis na stronie fundacji „Rycerze i księżniczki”, której chłopiec jest podopiecznym. Rodzice przedstawiają historię choroby Piotrusia tak, jakby to ich syn opowiadał.
„Urodziłem się, by dać rodzicom szczęście” – zaczyna „swoją” opowieść Piotr Wróbel. A później ten fragment, który ściska za gardło. Moment, kiedy diagnoza lekarska ścina z nóg. Że ich synek ma raka. To nowotwór złośliwy – siatkówczak. I że guzy są w obojgu oczkach. „Nastała cisza… Cisza przeszywająca tak boleśnie uszy, że kapiące na podłogę mamine łzy, brzmiały jak upadające kamienie.”
Od października ub.r. co trzy tygodnie chłopiec jeździ z rodzicami do Warszawy, gdzie w Centrum Zdrowia Dziecka poddawany jest chemioterapii. Nadzieją jest jest zagraniczna terapia. Jest ona jednak bardzo droga. ©℗
Tekst i fot. Maria Piznal
Więcej w piątkowym „Kurierze Szczecińskim” i e-wydaniu z dnia 12 lutego 2016 roku