Przykra niespodzianka spotkała jednego z mieszkańców Szczecina, który udał się do „Żabki”, żeby doładować konto aplikacji na smartfony. Nie dość, że stracił pieniądze, to jeszcze ajent sklepu próbował go nastraszyć.
Zdarzenie miało miejsce w poniedziałek: – Chciałem zasilić konto na aplikacji SkyCash, aby za jej pośrednictwem dokonywać drobnych płatności – w tym wypadku za parking – tłumaczy nasz Czytelnik.
Sieć sklepów ajencyjnych „Żabka” ma umowę ze SkyCash. – Niestety w sklepie sieci przy ul. Śląskiej 5 panie sprzedawczynie nie były przeszkolone w tym zakresie. Podczas doładowywania konta system nie zadziałał. Jedna z ekspedientek postanowiła więc zadzwonić do szefa. Ten jednak powiedział, żeby go „nie wk…, bo ma na głowie inne sprawy” – mówi pechowy klient „Żabki”. – Zaznaczam, że panie sprzedawczynie były uprzejme.
– Ponieważ kolejne próby wbicia kodu nie powiodły się, stwierdziłem, że oddaję kartę i poprosiłem o zwrot 30 złotych, które zapłaciłem za doładowanie konta.
Ekspedientka poinformowała, że nie mogą przyjmować zwrotów. Znów zadzwoniła do szefa. – Właściciel sklepu poinformował ją, że mam „spie…”. A gdybym nadal domagał się zwrotu pieniędzy, to żeby włączyła przycisk antywłamaniowy, to przyjadą ochroniarze i mnie wyprowadzą. W takim razie – poinformowałem sprzedawczynię – że poczekam na nich.
Z interwencją w tej sprawie do „Żabki” udał się dziennikarz „Kuriera”. Sympatyczna sprzedawczyni połączyła go telefonicznie z szefem. I niestety – to, co relacjonował klient sklepu, okazało się ponurą prawdą.
Dziennikarz zaproponował właścicielowi placówki spotkanie w dowolnym terminie. Ajent odmówił. Redaktor zaproponował więc, żeby ajent ustosunkował się do całej sprawy przez telefon. Z niezbyt wyraźnej rozmowy z wyraźnie poirytowanym i agresywnym werbalnie szefem „Żabki” dziennikarz dowiedział się: „Pan mi nie dorasta do pięt”, oraz że „rżnie głupa”.
Sprawę skandalicznego zachowania szefa „Żabki” przy ul. Śląskiej 5 dedykujemy właścicielom sieci franczyzowej tych sklepów. Jak widać na powyższym przykładzie, nie wszyscy nadają się do prowadzenia handlowego biznesu. Okazało się, że nawet w gospodarce wolnorynkowe hasło „klient nasz pan” może być bardzo pustym frazesem reklamowym.
(kl)
Fot. Marek KLASA