Rozmowa z Marcinem Pawlickim, wiceprezydentem Szczecina (PiS) – pierwszy wywiad dla mediów
– Panie prezydencie, gdy pan otrzymał propozycję objęcia tego stanowiska, wiedział pan, w co się pan pakuje?
– Czy wiedziałem? Od samego początku, a nawet przed objęciem stanowiska mówiono mi, że ta sfera, którą mam przejąć po Mariuszu (Kądziołce – wiceprezydencie Szczecina do lutego tego roku – przyp. red.) jest ciężka. Ale trzeba być przygotowanym na nowe wyzwania w życiu i nie bać się ich. Tak zawsze podchodziłem do różnych kwestii. Nie ma rzeczy, z którymi nie można sobie poradzić. To kwestia podejścia i moich cech charakteru – jeżeli ktoś mi mówi, że nie dam rady, że temat jest ciężki, że nie podołam, to mój charakter automatycznie podpowiada mi: „podołasz”. I przeciwnie. Jeżeli ktoś mówi mi, że temat jest łatwy, łatwo sobie poradzisz, to wtedy już nie podchodzę z takim zapałem.
– Czyli, aż się prosi, aby zwrócić prezydentowi Szczecina uwagę, żeby podrzucał panu same ciężkie tematy.
– Tego nie powiedziałem. W tej chwili nadzoruję budżet bieżący i majątkowy wart 600 milionów złotych, w tym ponad 200 mniejszych i większych inwestycji. Poza tym sprawuję nadzór nad siedmioma spółkami komunalnymi i jednostkami miejskimi. Do tego dochodzi jeszcze 37 rad osiedla.
– Pełni pan swoją funkcję od ponad siedmiu miesięcy. Czego pan w tym czasie zdołał dokonać, czym pan się może pochwalić?
– Jest multum projektów. Część z nich przejąłem i kontynuuję po moim poprzedniku. Podejmowane przeze mnie decyzje i realizowane tematy zaczynają się od zupełnie prozaicznych, np. ogródków, placów zabaw, wymiany nawierzchni ulic itp., po większe inwestycje, jak np. przebudowa nabrzeża Starówka, przygotowania do remontu kąpielisk: Dziewoklicz, Dąbie i Głębokie czy remont ul. Floriana Krygiera.
– Pytam o to, bo przez te ponad siedem miesięcy unikał pan mediów, nie przypominam sobie, aby udzielił pan jakiegoś wywiadu w radiu, jakiejś gazecie lub stacji telewizyjnej. Rzadko zabierał pan głos na sesjach Rady Miasta Szczecin. Radni skarżyli się też, że unika pan spotkań komisji Rady Miasta. Dlatego pytam: jakie konkretne sprawy udało się panu zrealizować od lutego?
– „Pracuj ciężko w ciszy, niech sukces zrobi hałas” – z takiego założenia, mniej więcej, zawsze wychodziłem. Nie miałem ciśnienia na wywiady, na chwalenie się tym, co udało mi się zrobić. Może to podejście nie jest właściwe, powinienem może więcej marketingowo pokazywać, co robię, co mi zarzucają osoby tak właśnie działające. W moim przypadku jest więcej działań niż marketingu. Ale już wymieniam kilka przykładów. Pierwszą z poważnych spraw, jakie spadły na mnie od razu, była sytuacja z rynkiem w Dąbiu. Chodziło o rozwiązanie umowy, brak perspektywy przebudowy tego obiektu. Wziąłem się za ten temat, wiele spotkań z urzędnikami i z zarządem rynku. Wszystko to spowodowało zmiany. Już niedługo będzie wbita tam pierwsza łopata, rozpocznie się przebudowa. Ale nie mówię, że ze wszystkimi problemami można się uporać od razu. Często to jest proces, który trwa przynajmniej kilka miesięcy.
– Ostatnio szczególnie Platforma Obywatelska zarzuca panu, że jest pan czołowym szczecińskim Misiewiczem (od nazwiska rzecznika MON robiącego błyskawiczną karierę za rządów PiS – przyp. red.)
– Na początku mnie to śmieszyło, potem z zażenowaniem słuchałem tego wszystkiego. Może komuś nie chciało się sprawdzić, że wiele lat studiowałem i pracowałem w Warszawie. Ukończyłem Wyższą Szkołę Zarządzania oraz Master of Business Administration na Oxford Brookes University, pracowałem dla kilku korporacji. Te zarzuty traktuję czysto politycznie. I dziwne, że wyraża je osoba, która przez cały czas mojego urzędowania nie przyszła do mnie z ani jedną sprawą. Jest jedynie osobą, która przekazuje pisma, które wpływają do urzędu.
– Ma pan na myśli przewodniczącego Rady Miasta Szczecin Łukasza Tyszlera z PO?
– Tak, mówię o Tyszlerze. Według doniesień medialnych to siódmy wicedyrektor, szpitala w Zdrojach. Może nałożył czapkę niewidkę i znikł, bo pracownicy szpitala rzadko go widują albo w ogóle. Takie sygnały do mnie dochodzą. Zarzuty wobec mnie padają z ust osoby, która w wyborach prezydenckich uzyskała tragiczny wynik, która nie ma poparcia we własnym środowisku politycznym. Jestem za normalną polityką, rozmowami na poziomie. A to był, jak się mówi w świecie sportowym, cios poniżej pasa. Nie lubię z takimi ludźmi toczyć bojów politycznych, bo one nie są konstruktywne i nie rozwiązują konkretnych spraw. Niestety, pomimo że mamy do czynienia z wysokim poziomem wykształcenia, niektórym osobom wystaje słoma z butów.
Rozmawiał Dariusz STANIEWSKI
Czytaj więcej w magazynowym „Kurierze Szczeciński", kup e-wydanie z 7 października 2016
Fot. Robert STACHNIK
W godzinach popołudniowych do szczecińskich redakcji trafiło oświadczenie Piotra Krzystka, rozesłane przez rzecznika prasowego prezydenta miasta. Z jego treścią można się zapoznać TUTAJ