Odolanowski matecznik
Odolanów. Dziś mała miejscowość leżąca na południu Wielkopolski. Kiedyś za I Rzeczypospolitej starostwo niegrodowe, Prusacy podnieśli ją do rangi powiatu, w II Rzeczypospolitej jeszcze utrzymało ten status. Później zdominowana przez szybko rozwijający się węzeł kolejowy, jakim był Ostrów Wlkp., taki kąt wciśnięty między Śląsk a Polskę. Miało to dobre i złe strony. Cokolwiek działo się na Śląsku – np. wojna trzydziestoletnia (1618-1648), to natychmiast odbijało się na Odolanowie. Był już przywoływany na łamach tej opowieści. Mianowicie za sprawą „pasa Dmowskiego”, którego część stała się terytorium powiatu odolanowskiego. Miał tam miejsce ogromnie interesujący eksperyment z czasów II Rzeczypospolitej mający ratować przed ostateczną germanizacją mówiących staropolszczyzną Dolnoślązaków.
Tak się złożyło, że w Odolanowie urodził się 8 lutego 1916 r. Roman Łyczywek.
Czytając jego memuary ma się wrażenie, że Odolanów nie stanowił dla niego niczego ważnego, że istotny był Poznań, gdzie mając 6 lat w 1922 r. poszedł do szkoły na Łazarzu. Nie podał też, kiedy jego rodzina składająca się z trzech synów – on był najmłodszym – i córki przeprowadziła się do Poznania.
Ojciec Franciszek urodził się w 1878 r. Oczywiście też w Odolanowie. Pracował jako sekretarz notarialny u notariusza Józefa Chełmickiego. Był więc urzędnikiem państwowym w państwie pruskim.
Cały artykuł w "Kurierze Szczecińskim", e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 11 sierpnia 2017 r.
Wojciech LIZAK
Po opowieści o Piotrze Zarembie przyszedł czas na innego słynnego szczecinianina – prawnika Romana Łyczywka. Wojciech Lizak pisze: Drukowane fragmenty pochodzą z przygotowywanej do druku książki „Nasz Szczecin. Rok zero”. Jest to praca o charakterze popularnym, aczkolwiek wykorzystująca warsztat historyka m.in. w zakresie przytaczania niedostrzeżonych źródeł, dość powszechnie dostępnych. Ich celowe pomijanie wiąże się ze sposobem uprawiania historii rodem z wulgarnego materializmu historycznego. Zaciemnił on na tyle obraz początków polskiego Szczecina, że – o paradoksie – pojawiły się „białe plamy”. Skutkiem czego mamy, jako zbiorowość, zafałszowaną samoświadomość historyczną, polegającą m.in. na głębokim przekonaniu, że komuniści już od ideologicznej kołyski ssąc mleko sowieckiej matki głosili wszem i wobec ideę „powrotu” Szczecina do Polski. Paradoksem jest, że był to wyłącznie postulat polskiej przedwojennej prawicy, z której wyrosła polska myśl zachodnia. Mam nadzieję, że po tekstach o Piotrze Zarembie kolejnym przybliżeniem czytelnikowi tej problematyki będzie historia ideowych filiacji Romana Łyczywka.