Historia pana Mariusza ze Szczecina pokazuje, że w sytuacjach kryzysowych można liczyć na bezinteresowną pomoc. Ale gdy jedni ratują życie, ktoś inny właśnie kradnie portfel, a wraz z nim karty płatnicze i 1500 złotych!
Nasz Czytelnik na początku kwietnia robił badania w centrum miasta. Musiał być na czczo. Ponieważ dobrze się po wizycie w przychodni czuł, postanowił swoim samochodem wrócić do domu. W drodze zatrzymał się jeszcze na zakupy - w markecie przy ul. Mieszka I.
- Tam straciłem świadomość, nie pamiętam zupełnie nic. Ocknąłem się dopiero w szpitalu przy ul. Jagiellońskiej, nie wiedziałem jakim cudem mnie tutaj przywieziono i co takiego się wydarzyło - opowiada pan Mariusz. - Później dowiedziałem się, że gdy upadałem, zaraz zareagowała robiąca zakupy pani anestezjolog oraz obsługa sklepu i ktoś z klientów. W oczekiwaniu na karetkę pogotowia, ułożono mnie na boku. W szpitalu, gdy już dochodziłem do siebie, poproszono mnie o dokumenty, bo lekarze nie wiedzieli z kim mają do czynienia. Chwyciłem za kieszeń w spodniach - bojówkach i okazało się, że zniknął portfel. Zdenerwowałem się, miła pielęgniarka zaoferowała, że wezwie policję. Dwaj panowie, po cywilnemu, przyjechali szybko, wytłumaczyłem im co zaszło. ©℗
Ewelina KOLANOWSKA
Więcej w poniedziałkowym "Kurierze Szczecińskim" i e-wydaniu z dn. 2.05.2016 r.