Niedziela, 08 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

"Ulysses" i jego kapitan powrócili do domu [GALERIA, FILM]

Data publikacji: 01 października 2016 r. 20:12
Ostatnia aktualizacja: 09 lipca 2019 r. 11:16
"Ulysses" i jego kapitan powrócili do domu
 

- Mówią, że tylko Niemcy pływają zgodnie z czasem - 2 lata. Ja planowałem 2,5 roku, wyszło w zasadzie 6 lat - stwierdził w sobotę po powrocie do Szczecina kpt. Mirosław Lewiński, który jachtem "Ulysses" opłynął Ziemię.

Dodał, że "tak musiało być". - Z jednej strony brak pieniędzy powodował, że podczas rejsu zarabiałem. Trudno w to uwierzyć, ale przepłynąłem kule ziemską dzięki przyjaciołom, którzy przyjeżdżali pożeglować i coś tam zostawiali. To był główny powód przedłużenia wyprawy - dodał po powitaniu nad Odrą, gdzie czekali na niego rodzina i przyjaciele.

Innym Powodem przedłużenia się wyprawy "Szlakiem Wagnera", były też ograniczenia nawigacyjne związane np. ze sztormami czy huraganami. - Nie miałem ich zbyt wiele, ale jak to w podróży - zdarzały się.

Kpt. Lewiński przypomniał, że pętlę dookoła świata zamknął w listopadzie 2014 r. w Las Palmas. - Jednak dopiero dzisiaj, po przypłynięciu do Szczecina, czuję, że rejs się naprawdę skończył. Nawet nie sądziłem, że będę tak wzruszony. Ale jak się patrzy na przyjaciół, którzy przyjechali z daleka, to czasami trzeba założyć ciemne okulary, żeby nie było widać łez - mówił dziennikarzom stojąc za sterem "Ulyssesa".

Dodaje, że ostatni odcinek - z Wysp Kanaryjskich - był trudny.

- Przepłynęliśmy 2,5 tys. mil, z czego większość pod wiatr. A przecież wiadomo, że dżentelmeni pływają z wiatrem a sztormują z barach - zażartował. Ale - jak opowiada - on i jego ostatnia załoga mieli szczęście, bo gdy już opuścili Biskaje, pół dnia później przyszedł szorm o sile 10-12 w skali Beauforta.

- Gdybyśmy nie zdążyli, być może cofnęłoby nas z powrotem do La Coruny i nie byłoby mnie dzisiaj na Wałach Chrobrego - stwierdził.

Natomiast w Amsterdamu w kierunku kraju "rejs był koncerowy", gdyż jacht mając bardzo dobry wiatr płynął nawet 200 mil na dobę.

Jakie miejsce na Ziemi jest zdaniem żeglarza najpiękniejsze? - Szczecin. Trudno mówić inaczej. Ale powiem tak: największe wrażenie zrobiła na mnie Papua Nowa Gwinea i Luizjady. Tam byliśmy jedynymi białymi od kilku lat. Prześliczne były Wyspy Trobrianda, gdzie nasz jacht jako pierwszy zawinął od dwóch lat. Tam było 80 tys. Melanezyjczyków i nas dwóch - ja i Zbyszek Ptak, który płynął ze mną w tym rejonie. I to było chyba najpiękniejsze miejsce. Świetne jest też San Blas w rejonie Zatoki Panamskiej, gdzie zyją Indianie Kuna. Kanary też są piękne. A jeszcze zakochałem się w Filipinach, gdzie z powodu niespodziewanych huraganów pływa mało żeglarzy. Żyją tam sympatyczni ludzie i nie ma turystyki, a to zmienia postać rzeczy.

Gdzie ocean dał najbardziej w kość? - Jak ze Zbyszkiem płynęliśmy z Palau - to jest taki atol na północnym Pacyfiku - dopadł nas sztorm tropikalny. 6 dni płynęliśmy z wiatrem, i w tyn czasie na dobę padało 18 godzin. Nawet te wspaniałe sztormiaki, które mam w darze od Lloyda, nie wytrzymały tego - opowiada na gorąco kpt. Lewiński.

Przypomnijmy, że za okołoziemską odyseję (2010-2014) z załogantami lub samotnie, żeglarz odebrał kilka prestiżowych nagród, w tym: II nagrodę Srebrny Sekstans Rejs Roku 2014; I Nagrodę Trawlery National Geografic Poland 2014; Rejs Roku ZOZŻ’2014. 

Czy planuje już kolejny rejs? - Przyszły kierunek jest taki, że w poniedziałek idę do pracy. Jestem lekarzem. Ale przyszłe rejsy - choć za wcześnie o tym mówić - to może Brazylia, cieśnina Magellana - trochę inne akweny na naszej Ziemi. (kl)

Fot.: Marek KLASA

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA