To pogodny, uśmiechnięty chłopiec... Ma pięć miesięcy i wielką chęć poznawania świata. Ale choroba mocno go ogranicza. Filipek ze Szczecina urodził się z bardzo poważną wadą serca. Potrzebuje skomplikowanych, nowatorskich operacji, które dadzą mu szansę na życie i samodzielne funkcjonowanie. Podjęli się ich specjaliści poza granicami kraju. Od miesięcy rodzice zbierają na nie pieniądze. Pozwoliły pokonać mniej więcej połowę drogi...
Rodzice wiedzieli już przed narodzinami chłopca, że ma bardzo poważną wadę serca. Dlatego jego mama pod koniec sierpnia wyjechała do Linz w Austrii. Tam urodziła, i tam lekarze zaopiekowali się obojgiem. Od pierwszych chwil walczyli o życie Filipka, przeprowadzili pierwszy zabieg. Chłopiec właśnie tam wrócił. W środę, 9 lutego, powinien przejść drugą, poważniejszą operację. To jest możliwe dzięki wsparciu wielu ludzi. Ale to wsparcie wciąż jest potrzebne, bo za kilka miesięcy chłopiec powinien przejść kolejną operację, jeszcze droższą - w Stanach Zjednoczonych.
- Ta operacja jest przejściowa - mówiła w poniedziałek, tuż przed wyjazdem do Linz, pani Natalia, mama chłopca. - Filip miał lecieć do Stanów Zjednoczonych jednak serce jest jeszcze za małe. Powiedzieli, że dopiero, gdy synek będzie miał około roku, półtora. W takim stanie do tego czasu nie wytrzyma, więc musi przejść operację przejściową, w Austrii. Pozwoli ona mu doczekać kolejnej.
Na tę operację potrzeba było około 700 tysięcy złotych. Ta w USA będzie jeszcze droższa. Ale da Filipkowi szansę. Chłopiec dzielnie walczy, nadrabia zaległości związane z wcześniejszym, dwumiesięcznym pobytem w szpitalu.
- Skończył pięć miesięcy, a jego rozwój motoryczny jest oceniany na mniej więcej cztery - opowiada mama Filipa. - To naprawdę jest bardzo dobry wynik. Był długo pod tlenem, długo pod respiratorem, długo na OIOM-ie. Wszyscy spodziewali się, że będzie dłużej nadrabiał.
Ale też bardzo ciężko pracuje.
- Rehabilitację mamy czasem trzy, czasem cztery razy w tygodniu - mówi pani Natalia. - Filip ma obniżone napięcie mięśniowe, powinien się obracać, ale nie robi tego, bo jest po prostu za słaby. Nie miał kiedy ćwiczyć, przecież w szpitalu ciągle leżał. Pracujemy teraz nad tym, żeby wzmocnić mięśnie, żeby zaczął siadać, raczkować, kiedyś chodzić... Jest pod opieką bardzo wielu specjalistów, m.in.: kardiologa, neurologa, neurologopedy, rehabilitanta, immunologa, specjalisty od integracji sensorycznej.
Ale jego saturacja, niestety, spada. Dlaczego pilnie potrzebuje operacji.
- Jego saturacja jest obecnie na poziomie 70 procent, to już graniczna - mówi mama chłopca. - Jak wracał do domu to miał 80-85. Niedotlenia się więc prawidłowo, ma sine ręce, stopy, usta, jest blady, szybciej się męczy, gorzej je. Nie waży tyle, co jego rówieśnicy, bo serce pobiera całą energię. Ale mimo wszystko jest naprawdę pogodny, uśmiecha się, nawiązuje kontakt. Musi już zostać zoperowany. Bo taka saturacja oznacza niedotlenienie narządów wewnętrznych.
Tę operację zaplanowano na 9 lutego. Jest bardzo poważna.
- Filip w pierwszej operacji miał zakładany sztuczny stent, dzięki któremu krew mogła iść z serca do płuc, bo urodził bez pnia płucnego - opowiada pani Natalia. - Ten stent jest już za mały, nie daje rady, nie rośnie z dzieckiem, przestaje być wydolny. Ta operacja już będzie na otwartym serduszku.
Po niej na nowo trzeba będzie rehabilitować chłopca, a do tego planować wyjazd na kolejną, główną, operację - do Stanów Zjednoczonych. Potrzeba znowu tysięcy wielkich serc gotowych wesprzeć tę trudną walkę rodziców i dziecka. Więcej o chłopcu i o tym, jak go wesprzeć, można przeczytać na stronie: siepomaga.pl/filipek-zeniuk. ©℗
Agnieszka Spirydowicz