Jacek Balcerak za kilka dni powinien skończyć swoją charytatywną wyprawę. Podróżnik ma już za sobą większą część z tysiąckilometrowej drogi. Wędrówkę rozpoczął w Przemyślu. W tym tygodniu zakończy swoją wyprawę w Świnoujściu. Jest z nim niezwykły towarzysz – kot Parys.
Ten marsz ma szczytny cel. Chodzi o 30-letnią Justynę, która potrzebuje blisko 500 tysięcy złotych na skomplikowaną operację. Kobieta urodziła się bez biodra. Przeszła wiele zabiegów, ale porusza się z ogromnym trudem.
– Poza tym to życie w bólu. Zachęcam wszystkich, żeby pomogli. Każda złotówka się liczy – mówi pan Jacek.
Nie wszystkie były piesze. Dla 13-letniej Kingi przepłynął kajakiem całą Wisłę. Właśnie od dziewczynki dostał kota Parysa. Okazuje się, że zwierzę świetnie sobie radzi podczas wyprawy. Pan Jacek idzie, a kot jedzie w ciągniętym przez niego wózku.
– Jest jak faraon w lektyce
– śmieje się nasz rozmówca. – Co ciekawe, to jedyny chyba kot jakiego znam, który sam wskakuje do kontenera. Podoba mu się taka forma podróżowania. Podczas przystanku wychodzi, a ja trzymam go na smyczy.
Codziennie pan Jacek wraz z towarzyszącym mu kotem pokonuje ok. 30 km. W chwili rozmowy z „Kurierem” opuszczał województwo wielkopolskie, a przed sobą miał ziemię lubuską. Dzisiaj (14 czerwca) powinien być już w naszym województwie. Zajdzie do Szczecina i stąd skieruje się do celu wyprawy – czyli do Świnoujścia.
– Moja droga w trzech czwartych wiodła przez leśne i polne ścieżki, z dala od ruchliwych dróg i autostrad. Odwiedziłem miejscowości, w których żaden turysta bądź wędrowiec nie gościł od wielu lat, nawet od pokoleń. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy, że takie miejsca istnieją – opowiada J. Balcerak. – I co najważniejsze… poznałem wielu ciekawych i bardzo miłych oraz gościnnych ludzi. Śpię pod namiotem, ale spotykam się z tak dobrym przyjęciem, że w zasadzie na każdym etapie podróży mógłbym liczyć na nocleg. Wzbudzam ciekawość. Tak naprawdę, oprócz samego marszu, sporo czasu poświęcam na rozmowy.
Pan Jacek dodaje, że łączy przyjemne z pożytecznym. Na co dzień jest doradcą prawnym i wiceprezesem spółdzielni mieszkaniowej w Tłuszczu (woj. mazowieckie).
– Nie przygotowywałem się do wyprawy. Nie jestem sportowcem, nie trzymam diety… Po prostu uciekam od telewizji i internetu; poza oczywiście relacją z wyprawy, którą zamieszczam na Facebooku na fanpage’u „Nowy Świat” w celach promocji idei, czyli pomocy dla Justyny. Oczyszczam też głowę i poznaję Polskę różniącą się od tego, co widzę na co dzień; niepodzieloną, przyjazną, inną niż można odnieść wrażenie, śledząc social media i telewizję. ©℗
Bartosz TURLEJSKI
***
Pieniądze na operację Justyny Glapińskiej można przekazać na stronie siepomaga.pl: https://www.siepomaga.pl/justyna-glapinska