Kuracjusze odpoczywający na zachodniopomorskim wybrzeżu mogą liczyć na szczęście. Nie chodzi bynajmniej o znalezienie go wśród nowo poznanych osób, a o bryłkę żywicy sprzed 40 milionów lat. Mowa oczywiście o bursztynach wyrzucanych na plaże przez jesienne i zimowe sztormy. Choć bursztynowe żniwa dobiegły już w zasadzie końca, przy odrobinie szczęścia i zapału wciąż można znaleźć Złoto Bałtyku.
Bursztyn to żywica z drzew rosnących 40 mln lat temu na obszarze Fennoskandii, czyli tam gdzie dziś znajduje się Skandynawia. Żywica ta pod wpływem upływającego czasu i ogromnych ciśnień związanych z ruchami geologicznymi zmieniła się w znany nam dzisiaj bursztyn. Wartość brunatnych bryłek doceniali już Rzymianie w I wieku naszej ery. To właśnie wtedy powstał słynny szlak bursztynowy wiodący z rejonu Bałtyku w stronę basenu Morza Śródziemnego. Warto w tym miejscu wspomnieć, że rejon Morza Bałtyckiego jest niemal jedynym miejscem wydobycia bursztynu. Tu bowiem znajdują się najbogatsze światowe złoża tej kopaliny. Szacuje się, że stanowią one 90 procent globalnych zasobów.
W Polsce pozyskuje się oficjalnie 17 ton bursztynu rocznie. Nie jest tajemnicą, że wypłukiwaniem surowca zajmują się także zorganizowane grupy przestępcze. Czarny rynek wciąż się rozwija, a wpływ mają na to oczywiście ceny. Jednym słowem nielegalny biznes się opłaca.
Jubilerzy twierdzą, że prawdziwy bursztyn jest przyjemniejszy i łatwiejszy w obróbce od fałszywych, syntetycznych grudek.
– Prawdziwy bursztyn łatwiej się poleruje. Podróbki po prostu ciągną się wydzielając nieprzyjemny zapach. Bursztyn pachnie po podgrzaniu lasem. Dlatego niektórzy przed jego zakupem podgrzewają go ogniem zapalniczki. Nie jest to jednak w stu procentach sprawdzający się sposób. Ale spróbować zawsze warto – mówią eksperci sugerując, aby kupować tylko biżuterię z certyfikatami. ©℗
Przemysław WEPRZĘDZ
Na zdj.: Szczęście można znaleźć nawet podczas codziennego spaceru.
Fot. Artur BAKAJ