– To nic nie zmienia. Kocham cię i chcę być z tobą – usłyszał Paweł w cztery dni po tym, jak wpadł pod koła pociągu. Stracił nogę, a później odjęto mu rękę. Jechał na pierwsze spotkanie do dziewczyny. To miał być początek czegoś ważnego.
Olga czekała długo na dworcu w Żorach. Paweł miał dotrzeć w poniedziałek 25 lipca 2016 roku do jej rodzinnego miasta. Mieli spotkać się po raz pierwszy. Rozmawiali w sieci przez wiele miesięcy. To miał być początek czegoś ważnego.
– Ruszyłem nocnym pociągiem z Kołobrzegu. W Poznaniu jadący ze mną w przedziale chłopak stwierdził, że pociąg ma dwudziestominutowy postój. Wybiegłem po papierosy. Gdy wracałem, już w przejściu podziemnym usłyszałem, że pociąg rusza. Wbiegłem na schody i zacząłem biec za składem. Złapałem klamkę, lewa noga nie wcelowała w stopień. Wciągnęło mnie pod koła. Ekran zgasł. Ocknąłem się na noszach. Lekarz powiedział, że wpadłem pod pociąg, że obcięło mi nogę, którą trzymał w czarnym worku. Powiedział, że przyszyją. Pomyślałem: „To Poznań, duże miasto. Dadzą radę” – wspomina wypadek sprzed półtora roku Paweł Niemczycki z Łatna w gminie Brojce. ©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 20 lutego 2018 r.
Tekst i fot. Marzena Domaradzka
Na zdjęciu: Paweł nie traci nadziei, że z pomocą dobrych ludzi wróci do sprawności.