To wstrząsająca wystawa: w 18 kadrach - klatka po klatce - przedstawiająca realia przemysłowej hodowli trzody: od sztucznego zapłodnienia, przez zabiegi wykonywane bez znieczulenia, po rzeźnicze haki. Objazdowa, bo dociera do różnych ośrodków w kraju: już gościła w Gdańsku, Słupsku, Łodzi i Warszawie, a za tydzień pojedzie do Katowic. Żywa, bo każdą z jej fotograficznych klatek trzyma przynajmniej jeden reprezentant organizacji działającej na rzecz praw zwierząt. W Szczecinie byli nimi nie tylko aktywiści Fundacji Viva! oraz Stowarzyszenia Basta!, ale również przechodnie.
Wystawa pt. "Klatka po klatce" stanęła na szczecińskim pl. Żołnierza Polskiego w piątek (13 października). Aby wziąć w niej udział, specjalnie z Gryfina przyjechała Edyta Dumańska z synem Natanielem (8 l.).
- Interesujemy się wszystkim, co jest związane z obroną praw zwierząt. Staramy się pomagać, na ile sił, funduszy i czasu nam starcza. Wspieramy schronisko dla bezdomnych zwierząt, przygarnęliśmy psa wyrzuconego z samochodu i uratowaliśmy koty - mówiła p. Edyta. - Gdy tylko możemy, staramy się przekonać innych, że zwierzęta są nam-ludziom - podobne, bo czują, cierpią, kochają i się boją. Dlatego nie powinniśmy ich krzywdzić, lecz szanować.
Wielu szczecinian pewnie dopiero za sprawą piątkowej wystawy, zorganizowanej przez Fundację Viva! oraz Stowarzyszenie Basta!, się dowiedziało, że... "świnie tworzą skomplikowane więzi społeczne i uczą się od siebie nawzajem: obserwują, wyciągają wnioski. Ich świat jest pełen emocji i uczuć, m.in. lubią się do siebie przytulać. Świnie śpiewają swoim młodym, dzięki czemu te rozpoznają głos matki i przybiegają potem na jej zawołanie. W kwestiach poznawczych są podobne do psów - jak one w wieku około trzech tygodni zapamiętują swoje imię i reagują na nie. Szybko się uczą i mają dobrą pamięć". Jednak potępiamy te nacje, których kuchnia uwzględnia mięso z psów, koni czy kotów. Jednocześnie nie widząc nic zdrożnego w jedzeniu wieprzowiny czy wołowiny.
- Celem naszej akcji jest edukacja. Chcemy uświadamiać ludziom fakty, przedstawiające realia i skutki przemysłowej hodowli zwierząt, która jest okupiona ich cierpieniem, a także ma ogromny negatywny wpływ nie tylko na środowisko, ale również na ludzkie zdrowie - komentował Łukasz Musiał z Fundacji Viva!
Stadne towarzyskie zwierzęta są zamykane w betonowych halach, gdzie spędzają krótkie pełne przemocy życie w niewielkich kojcach. Potem w potwornych warunkach są transportowane na rzeź. Zabijane prądem, strzałem w głowę lub są im podcinane gardła.
- Maciory tygodniami trzyma się w tzw. kojcach indywidualnych i porodowych. Tak małych, że niemal nie mogą się ruszyć. Dwa razy w roku są sztucznie zapładniane, a zaledwie cztery tygodnie po porodzie są im odbierane prosięta i tuczone. W tym czasie są poddawane wielu zabiegom bez znieczulenia, jak skracaniu zębów, przycinaniu ogonów, kastracji - publicznie mało znane fakty przedstawiali aktywiści stający w obronie praw zwierząt.
Fundacja Viva! oraz Stowarzyszenie Basta! przez dwa lata prowadziły śledztwo dla udokumentowania realiów przemysłowej hodowli zwierząt. Ich efektem jest proces 13 pracowników Agrofirmy Witkowo, oskarżonych przez prokuraturę o znęcanie się nad zwierzętami. W podobnym kierunku prokuratura prowadzi postępowanie wobec pracowników rzeźni w Szczecinie i Przechlewie.
- To jest sukces, gdyż po raz pierwszy i na taką skalę udokumentowano przypadki okrucieństwa wobec zwierząt z hodowli przemysłowych. Co nie było łatwe, tym bardziej że nie są objęte równą ochroną prawną jak zwierzęta towarzyszące, czyli np. psy i koty - dodawał Łukasz Musiał.
(an)
Fot. Arleta NALEWAJKO