Potężne upały, jakie zapanowały w naszym regionie, powodują, że wiele obszarów leśnych jest niedostępnych dla ludzi. Po prostu leśnicy boją się zagrożenia pożarowego, jakie mogą spowodować różne osoby poprzez nierozważne obchodzenie się z ogniem. Ludzie do lasu wchodzić nie mogą, ale wielu z nich ogień dostarcza tam z góry, za pomocą tzw. lampionów szczęścia.
Wieczorem na nadmorskich plażach spotkać można wielu amatorów puszczania świecących lampionów, które dostępne są w wielu sklepikach z pamiątkami i zabawkami. Kosztują od 3 do 4 zł. Produkcja wiadoma: chińska, bez żadnej instrukcji w języku polskim. Ale obsługa jest prosta. Trzeba rozwinąć czaszę, podpalić umieszczoną tam świeczkę i poczekać, aż gorące powietrze uniesie lampion. Wtedy wystarczy go wypuścić i patrzeć, jak szybuje. Tyle tylko że nie wszystkie lecą jednak w stronę Szwecji, ale także w przeciwną – czyli na miasteczka, wioski, pola uprawne i zabudowania gospodarcze.
Bezmyślni wczasowicze jakoś nie zdają sobie z tego sprawy i widząc, jaki jest kierunek wiatru i tak puszczają niebezpieczne światełka. Trzy lata temu balon spadł w Niechorzu na murawę boiska ze sztucznej trawy, która się zapaliła. Na szczęście pożar ugaszono. Inny „lampion szczęścia” spadł na zabudowania gospodarcze na Wybrzeżu Rewalskim. Interweniowała straż pożarna.
Strażacy od dawna chcą wprowadzenia zakazu ich sprzedaży.
– Zakazać sprzedaży czegoś mogą w naszym kraju odpowiednie instytucje i my nie chcemy wchodzić w ich kompetencje. Zwróciliśmy uwagę na zagrożenia i nic więcej nie możemy zrobić. Naszym głównym zastrzeżeniem jest brak możliwości kontrolowania otwartego źródła ognia, jaki ogrzewa powietrze w lampionie. Kiedy rozpala się ognisko, można je kontrolować. Unoszącej się w powietrzu latarni kontrolować się nie da. Były przypadki pożarów powodowanych przez balony, to także zagrożenie dla ruchu lotniczego. Wiele skarg na ten temat mamy od Państwowej Agencji Żeglugi Powietrznej – powiedział nam starszy brygadier Paweł Frątczak, rzecznik prasowy Komendanta Głównego Straży Pożarnej.
Okazuje się, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta odrzucił kilka lat temu wniosek strażaków w sprawie zakazania sprzedaży i puszczania tego typu lampionów, wyjaśniając, że jeżeli są one używane zgodnie z przeznaczeniem i dołączonymi ostrzeżeniami, nie stwarzają zagrożenia, które wymagałoby specjalnego nadzoru. Jest to dziwna decyzja, bo osoby puszczające te niebezpieczne zabawki nie wiedzą przecież, gdzie one spadną. Strażacy, którzy gasili już niejeden pożar, od wielu lat chcą zakazu sprzedaży tych latarni, ale urzędnicy UOKiK twierdzą, że skoro jest instrukcja, to nie powinno być pożarów. ©℗
M. Kwiatkowski
Fot. Piotr Barański