Polski, ukraiński i białoruski - te języki można było najczęściej usłyszeć w sobotę od rana w "Ukrainoczce", czyli delikatesach oferujących produkty zza naszej wschodniej granicy. Sklep szybko się wypełnił klientami, były momenty, że ciężko było się dostać do niektórych regałów.
Polacy najczęściej przychodzili z ciekawości. Mieszkający w Szczecinie obcokrajowcy - z tęsknoty. W pierwszych godzinach największym powodzeniem cieszyła się słonina (w plastrach, w kawałkach, wędzona lub w przyprawach), suszone ryby, kwas chlebowy i konserwy. Wielu Polaków było też zainteresowanych mrożonkami - pielmieniami, czyli pierogami i bardzo gęstym skondensowanym mlekiem. Po degustacji część klientów sięgała także po chałwę. Z rezerwą natomiast podchodzono do marynowanych arbuzów, kiszonych pomidorów, pasztetu z koniny czy wędzonych ozorów wieprzowych.
- Otwarcie tego sklepu kosztowało nas wiele pracy - przyznaje Irina Primieczajewa, właścicielka sklepu. - Lokal przejęliśmy na początku lipca, otwarcie sklepu planowaliśmy wcześniej. Niestety, nie było tu remontu od 30 lat i zanim przeprowadziliśmy remont oraz dopełniliśmy wszelkich procedur, plany trzeba było zmienić.
Prace przygotowawcze trwały jeszcze w nocy z piątku na sobotę. Po minach klientów i frekwencji można przypuszczać, że było warto. Szczeciński sklep przy Bramie Portowej to druga placówka pod tym szyldem w Polsce. Pierwsza działa w Gorzowie Wielkopolskim. Obie oferują produkty z Ukrainy, ale także Rosji, Białorusi, Armenii czy Gruzji. Oferta ma byc z czasem rozszerzona o kosmetyki i alkohol. ©℗
Tekst i fot. ToT