Dariusz Ruczyński (dyrektor Zachodniopomorskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia) nie przyznał się we wtorek (9 października) do popełnienia zarzucanych mu przestępstw. Podkreślił, że samochód służbowy wykorzystywał wyłącznie do celów związanych z wykonywaną przez niego funkcją. W podobnym tonie wypowiedział się Tomasz Żukowski, jego zastępca.
We wtorek w Sądzie Rejonowym Szczecin Prawobrzeże i Zachód rozpoczął się proces dyrektora regionalnego oddziału NFZ. Prokurator zarzucił mu korzystanie ze służbowego samochodu w celu osiągnięcia korzyści majątkowych. Poza tym szef szczecińskiego funduszu miał przekroczyć swoje uprawnienia i poświadczać nieprawdę w książce ewidencji pojazdów. Identyczne zarzuty usłyszał jego zastępca. Obaj nie przyznali się do winy.
- Przedstawiony mi zarzut uważam za bezzasadny - powiedział Tomasz Żukowski i odmówił składania dalszych wyjaśnień.
Inaczej niż jego przełożony. Dariusz Ruczyński złożył szczegółowe wyjaśnienia. Zapewnił też, że będzie odpowiadał na zadawane mu pytania. Z jednym wyjątkiem. W dalszej części procesu nie chce udzielać odpowiedzi na pytania oskarżyciela publicznego.
- Po prostu się boję - przyznał Ruczyński. - Pan prokurator mnie nie przesłuchał, choć o to prosiłem. Nie przesłuchał też wnioskowanych przez mojego adwokata świadków. Natomiast przesłuchał moją żonę i nieletnie dzieci (10 i 13 lat- przyp. lw). One wciąż to przeżywają.
Dyrektor Ruczyński podkreślił, że samochód służbowy przydzieliła mu poprzednia dyrektorka oddziału funduszu Julita Jaśkiewicz. Już wtedy jeździł nim na spotkania, często organizowane poza Szczecinem.
- Które przeciągały się do późnego wieczora - twierdzi oskarżony. - Poza tym nierzadko musiałem na nie jechać w weekendy. Nie było wtedy wątpliwości, że w takich sytuacjach mogę pojechać z narady prosto do domu. Wymuszał to charakter i czas - nienormowany! - mojej pracy.
Zasady korzystania z samochodu służbowego nie zmieniły się po awansie Dariusza Ruczyńskiego na dyrektora oddziału.
- Różnica polegała na tym, że miałem jeszcze więcej obowiązków - wyjaśnia dyrektor Ruczyński. - Ale, chcę tu podkreślić, nigdy nie korzystałem z samochodu w celach prywatnych. Kiedy wyjeżdżałem na urlop, leżałem w szpitalu, czy byłem na zwolnieniu, samochód zawsze był zdany.
Prokurator jest innego zdania. Uważa, że dyrektor wykorzystywał samochód służbowy, by osiągnąć korzyść majątkową. Jak wynika z oskarżenia, NFZ poniosło przez to stratę... 1200 zł.
- Twierdzę, że ta forma używania przeze mnie samochodu służbowego była korzystna finansowo dla funduszu - udowadnia szef NFZ. - Przypominam, pracowałem do późnego wieczora i w weekendy. Gdybym miał korzystać z samochodu wraz z kierowcą, wyszłoby znacznie drożej. W funduszu jest jeden kierowca i dwóch konserwatorów-kierowców. Oznaczałoby to znaczne wydłużenie ich pracy.
Dlatego obrońca oskarżonego złożył wniosek, by sąd zwrócił się do prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia z pytaniem, czy dyrektor Ruczyński miał prawo do korzystania z samochodu służbowego łącznie z dojeżdżaniem nim do domu. Poza tym adwokat chce się dowiedzieć, czy fundusz poniósł z tego tytułu jakąkolwiek stratę. A jeśli tak, to czy zamierza dochodzić jej naprawienia. Nieoficjalnie wiemy, że NFZ nie ma żadnych roszczeń wobec dyrektora. A obecny na rozprawie przedstawiciel centrali NFZ w Warszawie przyznał, że fundusz „nie doznał żadnej szkody".
Przypomnijmy, że prokurator wszczął śledztwo po kontroli oddziału NFZ przy ul. Arkońskiej w Szczecinie. Z kolei kontrolerzy pojawili się w siedzibie Funduszu po zawiadomieniu jednego z pracowników oddziału, który swoje spostrzeżenia uwiarygodnił szeregiem zdjęć samochodów służbowych parkujących przed domami dyrektorów.
Obaj oskarżeni nadal pełnią swoje funkcje. Grozi im nawet 10 lat więzienia. ©℗
Tekst i fot. Leszek Wójcik
Na zdjęciu: Dyrektorzy NFZ składali we wtorek wyjaśnienia w sądzie. Po prawej dyrektor Dariusz Ruczyński. Po lewej zastępca dyrektora Tomasz Żukowski.