Poniedziałek, 01 lipca 2024 r. 
REKLAMA

Rozmowa z Wojciechem Rapą. Ocaleni od zapomnienia

Data publikacji: 29 czerwca 2024 r. 12:19
Ostatnia aktualizacja: 29 czerwca 2024 r. 14:44
Rozmowa z Wojciechem Rapą. Ocaleni od zapomnienia
W piwnicy mam dwie walizki z „Kurierem Szczecińskim”. Zbierałem przez dziesiątki lat wycinki dotyczące muzycznego Szczecina. To cenne i prawdziwe źródło informacji – mówi Wojciech Rapa. Fot. Sylwia DUDEK  

Z Wojciechem RAPĄ, szczecińskim wokalistą, gitarzystą i kompozytorem rozmawia Sylwia DUDEK

– Jest pan autorem kilku książek opisujących kilkadziesiąt lat muzycznego Szczecina, zwłaszcza scenę bigbitową, festiwale młodych talentów, ludzi, którzy tworzyli kulturalny Szczecin po wojnie. To nie tylko przyjemna lektura, ale też cenne źródło informacji o wyjątkowych mieszkańcach miasta. To nie są jedynie noty biograficzne, a historie z życia kolegów. Teraz trzymam w ręku jeszcze ciepłą, kolejną książkę „Ocalić od zapomnienia”... 

– Wciąż jest sporo do opisania, a żyje coraz mniej osób, które tamte czasy pamiętają. Pamięć bywa zawodna, nie zachowało się zbyt wiele dokumentów, a źle by się stało, gdyby ludzie tworzący kulturalną tkankę miasta odeszli w zapomnienie.

– Pan jest wciąż nie tylko nauczycielem, ale też aktywnym muzykiem, można pana usłyszeć i zobaczyć na scenie.

– Nie żyję wyłącznie przeszłością, ale naturalnie wracam też do tamtych lat. I dzięki temu powstała właśnie ta książka. Przeglądałem w zaciszu domowym albumy ze zdjęciami. Mam trochę zdjęć ze swoimi zespołami i muzykami, z którymi w różnych dekadach grałem. Przyjrzałem się i zauważyłem, że na niektórych fotkach jestem tylko ja. Stoi sześć osób i ja... jak samotny żagiel.

– Tylko pan?

– Tak. Przeraziłem się. Tylko ja. To znaczy – tylko ja żyłem z osób uwiecznionych na fotografii. Siedziałem więc i wspominałem wspólne chwile. Moich nieżyjących już kolegów, muzyków, z którymi grałem. Niebanalnych ludzi w historii muzycznego Szczecina i nie tylko, których znałem osobiście. I tak, otwierając te moje coraz większe zasoby, bo mam tych albumów już ponad 10, z których już wcześniej trochę fotografii powyrywałem do poprzednich książek, postanowiłem napisać kolejną książkę. O nich, tych, których już nie ma. Udałem się z tym pomysłem jak zwykle do pani dyrektor Szczecińskiej Agencji Artystycznej Anny Lemańczyk. Dała mi zielone światło, stwierdziła, że to jest dobre. Jestem jej bardzo wdzięczny za pomoc.

– Obecnie internet jest bogatym źródłem informacji. To duże ułatwienie. Poszło jak z płatka?

– Ależ skąd. W internecie można wiele znaleźć, ale jest też sporo przekłamań i wybrakowanych informacji. Autorzy biograficznych notek pomijają wiele ciekawych, istotnych zdarzeń z życia wyjątkowych osób. Temat był trudny i mi się na pewno wszystkiego nie udało ogarnąć. Wstrzymałem się z pisaniem o niektórych postaciach. Przyczyną były różne sprzeczne wiadomości o nich. Niektórzy wyjechali za granicę, nikt nie miał z nimi kontaktu. Są tacy, których np. „pochowano” 10 lat temu, takie informacje miałem o Irenie Bychowiec. Na szczęście ich nie użyłem w poprzednich publikacjach. Teraz wiem, że Irena Bychowiec zmarła w Rotterdamie dwa lata temu. W pewnym momencie miałem nawet załamania, wcześniejsze książki, które popełniłem, jakoś szły, a tutaj myślałem, że to będzie bardzo łatwy temat, a tymczasem czasami brakowało podstawowych informacji. Można na przykład zobaczyć noty o Bogdanie Matławskim, jest tam akcentowane, że to doktor habilitowany, utytułowany, regionalista, znawca pieśni ludowych, a nie ma wzmianki, że to był wykształcony muzyk, świetnie grał na saksofonie, wiele lat. Piszą o Matławskim, że został doktorem habilitowanym, wymieniają jakieś tytuły. A gdzie informacja, że był kierownikiem zespołu, który grał w Kaskadzie w sali Słowiańskiej? W wieku 40 lat zawziął się, jak się rozstaliśmy muzycznie, otworzył lakiernię samochodową koło Gryfina. Lakierował mi małego fiata kupionego po wypadku. To był człowiek wielu talentów, o których się nie wspomina. Wspaniała postać. Albo Jacek Nieżychowski. Autor ponadczasowych pomysłów muzycznych, twórca szczecińskiej operetki i dwóch festiwali młodych talentów, opiekun bitowej grupy Czerwono-Czarni. Na spotkaniach poświęconych Nieżychowskiemu w kółko mówi się o operetce, a on przede wszystkim kochał big-beat, jazz. Już parę razy chciałem wystąpić na tych spotkaniach, powiedzieć „przepraszam bardzo, z całym szacunkiem, operetka wiadomo, należy się Jackowi za to jeden pomnik, ale drugi pomnik za Festiwal Młodych Talentów w Szczecinie”. Nieżychowski był rockendrolowcem, sprowadził Czerwono-Czarnych do Szczecina, był pomysłodawcą, ja się przyczyniłem też do tego, reaktywowania formacji Czerwono-Czarnych w roku 2004. Wielokrotnie jeździłem z ówczesnym dyrektorem Szczecińskiej Agencji Artystycznej do Świnoujścia, do jego hacjendy, tam powstawał ten plan i wypalił. Czyli Jacek Nieżychowski przyczynił się do reaktywacji formacji Czerwono-Czarnych, która grała przez ponad 20 lat, o tym też nie ma, tylko operetka. Z całym szacunkiem dla operetki, ale Jacek Nieżychowski był bigbitowcem, a jego ukochane dziecko to była piękna Helena Majdaniec i Czerwono-Czarni.

– Pan tych ludzi i wydarzenia pamięta, bo był pan przy nich, uczestniczył w ich życiu, obserwował wszystko od środka...

– Pisząc tę książkę, zdałem sobie sprawę, że grałem z większą częścią nieżyjących już szczecińskich artystów. Byłem naocznym świadkiem wielu muzycznych zdarzeń. Bez zbytniej skromności, temat, który przelałem na papier, jest autentyczny, nie jest to lizanie lodów przez szybę. Nie jestem biografem, historykiem, ale osobą, która poznała ten świat od środka.

– Skoro internet jednak zawiódł, co panu pomogło?

– W piwnicy mam dwie walizki z „Kurierem Szczecińskim”. Zbierałem przez dziesiątki lat wycinki dotyczące muzycznego Szczecina. To cenne i prawdziwe źródło informacji. „Kurier” mi bardzo dużo pomógł, a także muzyczne pismo „Jazz”.

– Pana opowieść pokazuje prawdziwych ludzi, czasem są to zabawne historie...

– Wtedy niektóre były dla nas straszne. Jan Szyrocki na 5-lecie Słowików nakrył mnie z kolegami w toalecie, że palimy papierosy i nas po prostu wyrzucił. Potem, po latach, mówił na różnych rautach o mnie: to mój wybitny wychowanek, a ja już nie chciałem tego prostować, przypominać „rozstania”. Miał czuja, wszedł do toalety, a tutaj winko patykiem pisane i papieroski Sport. 5-lecie świętowano w szkole podstawowej. Miałem wtedy 16-17 lat. Dlaczego straszne? Oprócz śpiewu graliśmy w zespole bigbitowym, na który prof. Jan Szyrocki pozwolił i zakupił sprzęt. I smutek był ogromny, że zostaliśmy pozbawieni tego sprzętu, już pal licho śpiewanie w Słowikach, ale ten sprzęt i granie...

– Trudno nie docenić pracy, jaką pan włożył w tę publikację.

–  Cztery bite miesiące nad tym siedziałem, stos kartek, laptop, kawa za kawą, to było trudne zadanie. Mogłem się pomylić, mogłem coś przekręcić, o czymś zapomnieć. Przepraszam. Czasem mi się to i owo wytyka. Jeśli ktoś uważa, że zrobiłby to lepiej, niechaj weźmie pióro i napisze lepszą książkę. Proste. Wszystkim Czytelnikom bardzo dziękuję.

– Ile pan książek napisał?

– Siedem na pewno, może więcej. Pierwsza książka, której niestety nie posiadam, była wydana przez innego wydawcę. Szczeciński big-beat. Czerwono-Czarni i ja – taki był tytuł.

– W każdym razie najnowsza książka nie jest ostatnia.

– Jest ostatnia.

– Trudno uwierzyć.

– A może kryminał napiszę? O latach 50. Jak to grasowała banda Zygmunta Jankowskiego „Lilusa” na cmentarzach, kradli motory w okolicach Prenzlau i w grobowcach zakopywali.

– Był pan w tej bandzie?

– Nie. Ale „Lilus” w kręgach muzycznych był znany. Dyrektor Nieżychowski chciał mieć spokój w kawiarni Tenisowej, więc co zrobił? Zatrudnił „Lilusa” jako wykidajłę (ochroniarzy wówczas nie było) i był spokój. Tam się wcześniej działy dantejskie sceny przy wejściu. Tłok, ludzie chcieli się dostać za wszelką cenę do Tenisowej u pana Jacka, aż stanął tam „Lilus” z kijem bejsbolowym i zapanował porządek. Potem był ajentem Małej Sceny Rozrywki. A u niego wykidajłą był i nosił tam wzmacniacze słynny „Oczko”. „Lilus” mi także zrobił przysługę, pożyczył mi dużą sumę na gitarę fendera jaguara. Dług oczywiście szybko oddałem.

– Dziękuję za rozmowę. ©℗

----------

Promocja na Różance

W Różanym Ogrodzie Sztuki na szczecińskiej „Różance”, w sobotę 29 czerwca o g. 15, odbędzie się premiera książki „Ocalić od zapomnienia” i koncert grupy RRJ w składzie Wojciech Rapa (gitara), Neilah Vita (vocal), Przemysław Raminiak (instrumenty klawiszowe), Jarosław Rapa (gitara). Gościem specjalnym będzie Piotr Kuźniak, wokalista, gitarzysta, uczestnik I Festiwalu Młodych Talentów, na którym został wyróżniony, znany z zespołów Waganci i Trubadurzy. Koncert będzie nawiązywał do legendarnej postaci szczecińskiej kultury, jaką był Jacek Nieżychowski.

---------

Wojciech Rapa

Wokalista, gitarzysta, basista, kompozytor, członek ZAiKS-u, STOART-u, dziennikarz muzyczny, sideman. Wraz z zespołem Święci uczestniczył w eliminacjach do II Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie. Współpracował z pionierami polskiego mocnego uderzenia, m.in. z Katarzyną Sobczyk, Karin Stanek, Heleną Majdaniec, Jackiem Lechem, Edwardem Hulewiczem, Henrykiem Fabianem oraz muzykami zespołów No To Co, Czerwone Gitary.

W latach 70. XX w. grał w zespole Wawele, był współzałożycielem formacji Telegram, która stworzył z Bogumiłem Bąkowskim, Bogdanem Bogielem i popularnym reżyserem filmowym Jackiem Bromskim. Pomysłodawca cyklu koncertów pod nazwą Szczecińskie Dinozaury, Muzyczne Zaduszki. Od 1995 r. kieruje własnymi formacjami muzycznymi Still Warm, a także Wojtek Rapa Quartet, z którymi nagrał płytę Szczecin–Szczecin. Jest stałym wokalistą i basistą legendy polskiego big-beatu Czerwono-Czarnych, z którymi uczestniczył w obchodach 50-lecia polskiego rocka w Gdańsku, oraz w 50. rocznicy Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie. Brał udział w realizacji filmu fabularnego w reżyserii Jacka Bromskiego pod tytułem Bilet na Księżyc. Jego książka Mocne uderzenie po szczecińsku zajęła I miejsce w VI Ogólnopolskim Konkursie – „Wspomnienia miłośników rock and rolla”, w kategorii Publikacja Roku 2014.

W kolejnych latach wydał dobrze przyjęte przez czytelników monografie: Czerwono-Czarni – prawdziwa historia, Ferajna z kawiarni Sorrento, W cieniu kapelusza, Śladami Szczecińskiego big-beatu. Z okazji jubileuszu 55-lecia na scenie, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego uhonorował go pamiątkowym dyplomem w wyrazie uznania za wieloletnią działalność artystyczną i dokumentowanie historii polskiej muzyki rockowej (20 kwietnia 2018). W 60. rocznicę powstania rock and rolla w Polsce, w dowód uznania i szacunku oraz w podziękowaniu za popularyzację big-beatu w kraju i za granicą, a także za wkład w życie kulturalne miasta Gdańsk, przyznano Wojciechowi Rapie medal Ubi Concordia, Ibi Vicoria, ustanowiony przez Prezydenta Miasta Gdańska (23 marca 2019). Obecnie artysta występuje z własnymi projektami muzycznymi: Acoucstic Guitar Project i najnowszym RRJ, którą tworzą Wojciech Rapa, Przemysław Raminiak i Jarek Rapa. Reaktywował swoją dawną formację W. Rapa Quartet, z którą obecnie występuje.

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA