Zielony i mocno ukwiecony Szczecin jest dobrym miejscem dla pszczół, które mają tu do dyspozycji nie tylko liczne lipy i akacje, ale mnóstwo różnorodnych kwiatów, w tym także tych rosnących w prywatnych ogrodach. Na terenie miasta żyje (dane z 2013 roku) 355 rodzin pszczelich. Należą one do 27 pszczelarzy. W samym centrum, przy ul. Judyma, znajduje się pasieka należąca do Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego (Katedra Zoologii i Pszczelarstwa) licząca kilkadziesiąt uli.
Pszczoły były niedawno jednym z tematów obrad szczecińskich radnych. Mieli oni podjąć uchwałę, która zmieniałaby odległość posadowienia uli od sąsiednich działek z obowiązujących 100 metrów do 10. Powodem było między innymi to, że „działki podchodzą pod ule”, ale też ewentualna perspektywa zwiększenia ich ilości w mieście. Rzecz w tym, że pszczoły są zagrożone wymarciem i wymagają pomocy. Rozwój cywilizacji, zmiany klimatyczne, rolnicze opryski, choroby itp. mocno osłabiają ich populację. A są przecież niezbędnymi „zapylaczami” roślin. Nie chodzi jednak o to, by przenieść ule z pól i łąk do miast, ale o to, że mogą mieć w miastach sporo...pożytku z drzew, krzewów i kwiatów. A Szczecin jest miastem zielonym i mocno ukwieconym, pszczoły w nim są także bardzo potrzebne.
Uchwały jednak nie podjęto. A kłania się tu, oczywiście nie w przypadku wszystkich radnych, nieznajomość tematu i biologii pszczół. Bo pszczoły nie są w praktyce groźne dla ludzi. Użądlonym przez nie można być tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdy czują się zagrożone, na przykład gdy ktoś podchodzi niespodziewanie do ula. - Ryzyko użądlenia przez pszczołę jest minimalne, wręcz nieporównywalne z zagrożeniem ze strony os. Bo pszczoły nie garną się jak one do słodkości, lodów, pączków czy napojów. Interesuje je wyłącznie nektar. A pszczoły w miastach są bardzo potrzebne, choćby dla zapylania kwiatów - podkreśla Ryszard Wojciechowski, prezes Zachodniopomorskiego Związku Pszczelarzy.
Pszczelarze podkreślają, że te pożyteczne owady traktowane w zapisach prawnych jak...zwierzęta, nie stanowią zagrożenia dla ludzi. Mogą żądlić tylko wtedy, gdy czują się zagrożone, np. broniąc swojego domu, czyli ula. Ale kto nie broniłby swojego domu przez intruzem? Faktem jest, że w „kodeksie dobrej praktyki pszczelarskiej” zaleca się stawianie tablic ostrzegających przed użądleniem w pobliżu pasiek, ale jest to tylko ostrzeżenie. Takie samo jak np. przed groźnym psem, który może ugryźć.
Doktor Jerzy Samborski z ZUT, który został poproszony o swoją opinię na temat pszczół w mieście, nie ukrywa, że nie jest usatysfakcjonowany małą ilością czasu, którą mu przydzielono. Ale nie uważa też, że niepodjęcie nowej uchwały jest wielkim problemem. Bo dotychczasowa pozwala na zmniejszenie odległości od ula pod warunkiem odpowiednich zabezpieczeń. - Rozumiem, że ludzie, w tym radni, mogą mieć pewne obawy co do umieszczenia uli np. na dachach domów, bo to jest nowa sytuacja, a zawsze są obawy przed czymś nowym. Ale przykłady wielu miast, w tym pobliskiego Berlina wskazują, że jest to dobry kierunek, przynoszący obopólną korzyść. ©℗
(mos)
Fot. Mirosław WINCONEK