Jedynym przewinieniem chłopca było to, że wziął do ust paragon znaleziony na sklepowej ladzie, czym wywołał agresję ojca – twarda ręka mężczyzny lądowała na małych dłoniach dziecka wielokrotnie, a z ust lał się potok wyzwisk. Zareagowała tylko jedna kobieta, czym wywołała jeszcze większą wściekłość agresora – to na niej dał upust swej złości, a nawet chciał bić. Wszystko to działo się w śródmiejskich delikatesach „Społem” w Szczecinie przy biernej postawie ekspedientek i niewzruszonej publice złożonej z kilkunastu klientów.
– Stałam w kolejce do stoiska mięsnego, gdy wydarzyła się ta nieprzyjemna historia. Patrzyłam na rodzinę, która z pozoru wydawała się normalna, przeciętna: matka akurat kupowała wędliny, ojciec bujał wózek z niemowlęciem, a starsze dziecko – 4-5-letni chłopiec usiadł sobie na półce wieńczącej ladę, tam gdzie najczęściej stawiamy torebki – opowiada pani Katarzyna. – Dziecku się wyraźnie nudziło, więc podniósł z półki jakiś paragon i dotknął go językiem. To wystarczyło, by ojciec wpadł w złość: zaczął bić malca po rękach, a w co drugim słowie reprymendy były przekleństwa.
Pani Katarzyna nie wytrzymała i wypowiedziała tylko jedno zdanie: „Jak pan się zachowuje w stosunku do dziecka”. I wówczas to ona stała się celem jego agresji.
– Mam 53 lata, ale dawno nie słyszałam takiego steku wyzwisk – to był rynsztok! Nie namyślałam się długo, wyjęłam z torebki telefon i oznajmiłam, że dzwonię na policję. Rozjuszyło to kompletnie agresora – chciał mi „wepchnąć ten marny smartfon do ryja i strzelić w pysk” – dopowiada pani Katarzyna. – Spasowałam, bo w starciu z rosłym facetem byłam, niestety, na przegranej pozycji.
Czytaj więcej w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 18 lipca 2017 r.
(kel, gan)
Fot. Ryszard Pakieser