- Po trosze wpadłem we własne sidła - stwierdził znany szczeciński były już adwokat przedstawiając swoją wersję wydarzeń. Wiedział, że jest przedmiotem prowokacji. Ale chciał wyjaśnić, kto za tym stoi. A dowody w sprawie uzyskane w ten sposób - jako owoce zatrutego drzewa nie mogą być dowodami. W Sądzie Okręgowym trwa proces znanego szczecińskiego byłego już adwokata Marka K.
Były mecenas jest oskarżony o popełnienie trzech oszustw sądowych za pomocą sfałszowanych testamentów. Według szczecińskiej prokuratury "zlecał" podrobienie takich dokumentów. W postępowaniu spadkowym, oskarżeni mieli przedstawiać sfałszowany testament, wprowadzając sąd w błąd i wyłudzać poświadczenie nieprawdy w postanowieniu o stwierdzeniu nabycia spadku po zmarłym. W ten sposób przejmowali je, choć im się nie należały.
Eksadwokat został także oskarżony o sprzedaż swojej kancelarii byłemu aplikantowi, aby uniknąć zajęcia nieruchomości przez prokuraturę na poczet przyszłych kar. Zdaniem prokuratury Marek K. dokonując oszustw każdorazowo uzyskiwał korzyść majątkową sięgającą od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Podobnie jak Ewa T. Śledztwo w tej sprawie wszczęto we wrześniu 2013 roku po prowokacji dokonanej przez dziennikarzy jednej ze stacji telewizyjnych. Markowi K. grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności. Ewie T. - do ośmiu lat więzienia.
W ubiegłym miesiącu były adwokat rozpoczął składanie wyjaśnień. Nie przyznał się do żadnego z zarzucanych mu czynów. W środę (25 października) kontynuował składanie wyjaśnień ostro atakując prokuraturę oraz media.
- Zaplanowaną akcję przeciwko mnie oparto o nielegalną prowokację. Została przeprowadzona przy udziale Prokuratury Okręgowej. Podjęła ona działania bez zgody sądu - mówił oskarżony.
Nie przyznał się do żadnego z czterech zarzutów, o których szczegółowo opowiadał podczas środowej rozprawy. Szczególnie dużo miejsca poświęcił pierwszemu z nich, w którym główną rolę odegrała dziennikarka jednej z ogólnopolskich stacji telewizyjnych.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 26 października 2017 r.
Dariusz Staniewski
Fot. Robert Wojciechowski (arch.)