– To był pierwszy dzień pracy moich synów w Cukrowni w Kluczewie – opowiada Małgorzata S. z Dolic. – Dzień wcześniej przeszli tylko szkolenie z bezpieczeństwa i higieny pracy, ale nie dostali rękawic. Może gdyby je mieli, ich ręce nie byłyby tak poparzone. Moi synowie nie wiedzieli, dlaczego doszło do tego wypadku. Wcześniej nie było żadnych sygnałów, na zakładzie panowała cisza i spokój.
Przed stargardzkim Sądem Rejonowym toczy się proces, w którym na ławie oskarżonych zasiada 52-letni mieszkaniec powiatu pyrzyckiego. Odpowiada on za to, że w październiku 2013 r. jako mechanik kotłów parowych nieumyślnie nie dopełnił swych obowiązków. W feralny wieczór w zakładzie wybuchła rura zasilająca kocioł z parą wodną i rannych zostało trzech mężczyzn znajdujących się w pobliżu urządzenia. Dwóch z nich, w wieku 22 i 48 lat, odwieziono do stargardzkiego szpitala. Trzeci natomiast, 23-letni mężczyzna, z oparzeniami obejmującymi połowę ciała trafił do szpitala w Gryficach. Wypadek spowodował u niego znaczne zeszpecenie i zniekształcenie ciała oraz trwały uraz psychiczny. 52-letni Miłosz D. nie przyznał się do winy, tłumacząc, że do zdarzenia doszło z powodu wadliwych urządzeń. ©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 7 grudnia 2017 r.
(gra)
Fot. Aneta Słaba