Jak tereny niegdysiejszej rodzinnej farmy rolnej zmieniono w prestiżowy szczeciński Westend? Dla jak licznej rodziny Max Drechsler pod koniec XIX wieku wzniósł "pałac" przy współczesnej al. Wojska Polskiego 84? Który z elementów oryginalnego wnętrza tego był wzorowany na Luwrze, a jaki na mauretańskiej palarni? Co ma wspólnego przepych fabrykanckiej willi - której wnętrza żywo przypominają kadry "Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy - z szamotową cegłą, jaka ze Szczecina była eksportowana do niemal wszystkich europejskich krajów, a nawet do południowej Afryki i północnej Ameryki? To ledwie ułamek pytań, na które odpowiedzi z morza historycznych ciekawostek, obyczajowych dykteryjek i niebanalnych technicznych danych związanych z budzącą zachwyt restauracją zabytku mogli wyłowić uczestnicy Dnia Przewodnika Turystycznego. Oczywiście tylko ci, którym w sobotę (26 lutego) było dane znaleźć się na trasie spaceru do willi Lentza.
Kto jeszcze nie zajrzał do jej z pietyzmem odrestaurowanych wnętrz, ten jak najszybciej powinien naprawić ten błąd. Czy to przy okazji koncertu, spektaklu, czy wystawy, jakie cyklicznie odbywają się w tej miejskiej instytucji kultury. To powinien być punkt obowiązkowy na mapie miejsc do odwiedzenia nie tylko dla turystów goszczących w naszym mieście, ale przede wszystkim dla samych szczecinian. Choć przyznać trzeba, że po zobaczeniu willi Lentza nawet pałac Sanssouci może już nie zrobić tak wielkiego wrażenia.
(an)