– „Ale rzeźnia”. To była moja pierwsza myśl, kiedy po obudzeniu się zajrzałem do pokoju obok – zeznał na policji Maciej G. – Pełno krwi. Ona leżała na fotelu. On na podłodze. Wyszedłem się przewietrzyć.
Maciej G. został zatrzymany kilkanaście godzin później. Podczas przesłuchania opowiedział, jak minął dzień przed tragedią – 8 listopada 2015 r. Monika M. i Wojciech W. pili swoje nalewki od samego rana. G. dołączył do nich o godz. 12. Po jakimś czasie wstał i ugotował wszystkim obiad. Po jego zjedzeniu poszli spać. Wstali wieczorem. Nie mieli co pić. Humory więc już nie dopisywały. Wojciech W. próbował nakłonić G., by skoczył do miasta po nalewkę. Kiedy ten odmówił, zaczęła się kłótnia. Najpierw ona ostrzegła, by się nie wpier… w ich gary. Potem on kazał Maciejowi G. się spakować i opuścić mieszkanie.
– Miałem zapłacone za cały miesiąc – tłumaczy oskarżony. – Nie miałem zamiaru się wyprowadzać.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 22 grudnia 2017 r.
Leszek Wójcik
Fot. Robert Stachnik