Czy Jacek Piechota był zarejestrowany jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa? Na to pytanie kilkakrotnie w środę 21 lutego odpowiadał w sądzie były SB-ek. Za każdym razem mówił to samo - „Nie wiem", „Nie uważam, by Jacek Piechota był TW Robertem, „Nie kojarzę TW Roberta z Jackiem Piechotą"...
Kolejnym świadkiem w procesie lustracyjnym Jacka Piechoty, znanego szczecińskiego polityka SLD (ministra gospodarki w rządzie Marka Belki), a za komuny komendanta Zachodniopomorskiej Chorągwi ZHP, był Marek B. Do września 1989 r. był zastępcą naczelnika wydziału III Urzędu Spraw Wewnętrznych w Szczecinie. Dziś ma 76 lat. Niewiele pamięta z czasów, kiedy trząsł szkołami wyższymi - jako wiceszef wydziału trzeciego nadzorował prowadzoną na uczelniach działalność operacyjną służby bezpieczeństwa.
- Harcerstwo bezpośrednio podlegało nie mnie, lecz naczelnikowi wydziału - tłumaczył w sądzie. - Ja najwyżej zastępowałem go, kiedy był na zwolnieniu lekarskim, na urlopie czy jakimś służbowym wyjeździe.
Najprawdopodobniej właśnie przy takiej okazji Marek B. podpisał i postawił swoją pieczątkę na kilku dokumentach, które dotyczą harcerstwa i bezpośrednio odnoszą się do TW Robert (teraz są dowodami w sprawie).
- Rozpoznaję swój podpis, ale nie przypominam sobie czynności, które opisuje w swoim meldunku podpisany poniżej funkcjonariusz - twierdził świadek. - Ja ten dokument najprawdopodobniej tylko parafowałem.
Czego dotyczą te meldunki? Jeden ma związek z operacją o kryptonimie „Rozłam" i dotyczy decyzji wyjścia ze struktur ZHP do duszpasterstwa harcerskiego jednej z drużyn w 1988 r. Inny mówi o spotkaniu pierwszego sekretarza KW PZPR w Szczecinie Stanisława Miśkiewicza z komendantem Jackiem Piechotą i biskupem Stanisławem Stefankiem zorganizowanym z powodu tworzenia się przy kościołach drużyn harcerskich. B. podpisał również meldunek odnoszący się do operacji „Rafał" prowadzonej po założeniu przez jednego z instruktorów niezależnej organizacji harcerskiej.
Z zeznań świadka wynika, że w żadną z tych spraw nie był wtajemniczony - a nawet gdyby wtedy był, dziś już ich w ogóle nie kojarzy. Tak jak Jacka Piechoty jako TW.
- Oczywiście wiem, kim był lustrowany - przyznaje były SB-ek. - To była przecież osoba publiczna. Ale osobiście spotkałem go tylko raz, w 1983 r. kiedy w Szczecinie odbył się zlot młodzieży polskiej i NRD-owskiej. Zamieniliśmy wtedy kilka słów na lotnisku w Dąbiu. To wszystko.
Przypomnijmy, że Jacek Piechota po raz pierwszy jako tajny współpracownik PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa pojawił się na tzw. liście Macierewicza, ministra spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego. Potem znalazł się na liście agentów sporządzonej przez Andrzeja Milczanowskiego – ministra spraw wewnętrznych w rządzie Hanny Suchockiej. W swoim oświadczeniu lustracyjnym napisał bowiem, że nie był współpracownikiem SB. Przeczyły temu ujawnione przez media dokumenty, z których wynikało, że w maju 1984 r. został zarejestrowany jako TW Robert. Miał się zajmować m.in. inwigilowaniem harcerzy ze szczecińskich hufców. Piechota temu zaprzecza. Zapewnia, że nie był tajnym współpracownikiem. Trudno to wyjaśnić z całą pewnością, bo zawartość jego teczki została zniszczona w listopadzie 1989 r.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 22 lutego 2018 r.
Leszek Wójcik
Na zdjęciu: Jacek Piechota przed salą rozpraw.
Fot. Dariusz Gorajski