Paragony grozy? Nie na szczecińskim jarmarku [GALERIA]

 Reakcje na ceny produktów na szczecińskim jarmarku są różne. Dla jednych umiarkowane, dla innych - za wysokie.   

Dla jednych ceny są umiarkowane, dla innych - za wysokie. 1 grudnia rozpoczął się Szczeciński Jarmark Bożonarodzeniowy z bogatą ofertą świątecznych produktów. Jest też sporo punktów gastronomicznych. Już po pierwszych dniach wystawcy nie narzekają na zainteresowanie klientów, a liczą, że frekwencja będzie coraz większa.

 - Można powiedzieć, że klienci jeszcze się „nie rozbujali” - mówi sprzedawca świątecznych bombek i stroików. - Podejrzewam, że będzie lepiej w następny weekend. Na razie jest za wcześnie, pierwszego grudnia jeszcze nie wszyscy się obudzili. Nie jest źle, ale to jeszcze nie jest ten moment. 

Z otwarcia jarmarku zadowolona jest Hania Beza, właścicielka popularnej szczecińskiej cukierni.

 - Jarmark ma zawsze piękną, świąteczną atmosferę - mówi. - Ludzie w tym roku jeszcze bardziej chłoną ten klimat. Tak miło na jarmarku to już dawno nie było.

Nie narzeka też na zainteresowanie jej wypiekami, czyli autorskimi bezami o różnych smakach.

 - Wydaje mi się, że ludzie kupują troszkę więcej - ocenia. -  W internecie narzekają na ceny, ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Ani jedna osoba na razie ich nie skomentowała. 

A te na jarmarku przedstawiają się różnie. Ceny popularnego grzańca oscylują w granicach 16-20 złotych (bezalkoholowy od 10 zł). Ceny rękodzieła zależą w głównej mierze od włożonej pracy i materiałów. Duża popularnością cieszą się słodycze (kołacze, pączki) i przekąski (frytki, ziemniak na patyku). W zależności od porcji i dodatków kosztują od 18 do 38 złotych. Popularne dania na ciepło, takie jak kiełbasę z grilla, szaszłyk, pajdę chleba można nabyć po dość stałych cenach. Na przykład kiełbasa w zestawie z ketchupem, musztardą i chlebem kosztuje 25 złotych, pajda chleba - od 6 do 25 zł. Decyduje wielkość porcji i rodzaj dodatków. Klienci jednak chętnie korzystają. 

 - Nie zauważyliśmy, żeby ludzie narzekali na ceny - mówi sprzedawczyni kołaczy. - Wydaje się, że w tym roku są całkiem umiarkowane. 

Nie brakuje jednak tych, którzy uważają, że są zbyt wygórowane.

 - To są ceny podobne do berlińskich. Osoba zarabiająca najniższą krajową nie może sobie pozwolić na wiele rzeczy - mówi jedna z klientek. 

Inni narzekają na przykład na to, ile trzeba zapłacić za grzańca.

 - 16 złotych za kubeczek to zdecydowanie za dużo - twierdzi bywalczyni jarmarków.

Ale są też tacy, którzy nie przejmują się kosztami.

 - Nie chcę komentować - mówi jeden z klientów. - Zresztą, kto bogatemu zabroni? ©℗

Agata Jankowska

Fot. Ryszard Pakieser/Agata Jankowska