Wtorek, 16 lipca 2024 r. 
REKLAMA

Osiem dni ucieczki z oblężonego Charkowa. Przejmująca relacja dwóch ukraińskich rodzin

Data publikacji: 2022-03-19 20:39
Ostatnia aktualizacja: 2022-03-19 21:42
Dziś już ósmy dzień w NASZEJ wiosce! Fot. archiwum rodzinne  

W ostrzeliwanym Charkowie wytrzymali osiem dni. Kolejne osiem dni zajęła im ucieczka do Polski, gdzie znaleźli bezpieczną przystań w jednej z parafii we wsi w powiecie gryfińskim. Poniżej publikujemy po polsku i ukraińsku poruszającą relację dwóch spokrewnionych ze sobą ukraińskich rodzin, które przed koszmarem wojny uciekły na Pomorze Zachodnie. Na ich prośbę nie podajemy nazwisk bohaterów tej historii i dokładnego miejsca ich obecnego pobytu.

Ośmy dzień

W ósmym dniu wojny szybka decyzja: wyjeżdżamy! Jeszcze nie wiemy gdzie, ale na pewno na zachód. Szybkie pakowanie. Co będzie potrzebne dzieciom? My sobie jakoś poradzimy... Ukochany pies musi zostać, bo nie wiemy czy z nim nas puszczą.

Zniszczone mieszkanie w Charkowie

W czasie drogi przychodzi wiadomość: odłamki bomby, może rakiety, wybiły okno w pokoju dziecka. Przed Lwowem mnóstwo kontroli, jedziemy bardzo wolno. Noclegi przypadkowe, różne sale, czasem podłoga na hali, czasem coś ciepłego do jedzenia.

Korek za Lwowem

Za Lwowem wielki korek, dwa dni w samochodzie z dziećmi! Skręcamy w lewo w kierunku na Słowację. Tu też dużo ludzi, ale idzie szybciej. Dziewięć godzin w korku i granica. Tu Tato musi zostać! Łzy... Rozstanie…

Pieczątka w paszporcie i dalej już tylko nieznane. Nieznany język. Niewiadoma droga. Ale jedziemy przed siebie. W Szczecinie ktoś znajomy chyba ma miejsce. Skręcamy na północ i wjeżdżamy do Polski. Tu już nie ma żadnych uciążliwych kontroli, nikt nas nie zatrzymuje. Nawet paszportów nikt nie sprawdził. Jakie to dziwne...

Nocleg w drodze

Zbliża się noc, więc szukamy noclegu. Do tej pory jakoś się udawało. Małe dzieci otwierają serca u dobrych ludzi. Nie mamy polskich pieniędzy, ale na szczęście na autostradzie A2 nie trzeba płacić. Ukraińska karta z banku czasem działa, a czasem nie...

Za chwilę Poznań, ale jest już ciemno. Szukamy noclegu i ciągle nic. Dzieci są już mocno zmęczone, to przecież ósmy dzień w drodze.

Dzwonimy do Szczecina, ale tam już nie mają dla nas miejsca. Co teraz? W końcu iskierka nadziei, jakiś znajomy znajomego, zadzwonił do swojego znajomego. Prezes Fundacji MAŁE STÓPKI, ks. Tomasz ze Szczecina coś dla nas ma. Dojeżdżamy do małej wioski gdzieś blisko granicy z Niemcami. Czeka na nas kolacja, łóżko i materace. Trochę zimno, ale bezpiecznie. Czy tylko na jedną noc? A co dalej?

Niedzielny poranek przynosi dużo słońca. Możemy tu zostać, aż coś znajdziemy. Okazuje się, że spaliśmy na plebani. Tuż obok ładny kościół. Ksiądz zaprasza nas w południe na pięć minut do kościoła. Wita nas. Trochę myli imiona. Oklaski. Łzy wzruszenia. Śpiewają tak głośno i przejmująco, że wszyscy płaczemy. Ktoś ufundował obiad, ktoś zrobił kolację. Wszystko robią za nas, my mamy odpoczywać.

Dzień w naszej wiosce.

Kolejne dni to mnóstwo spotkań z różnymi ludźmi. Skąd oni się biorą? Przecież to taka mała wioseczka. Przyjeżdżają urzędnicy z Gminy. Przywożą jedzenie i spisują dokumenty. Czekamy. Codziennie jakieś krótkie wyjazdy. Pierwsze samodzielne zakupy w polskim sklepie. Wszyscy się do nas uśmiechają. A my płaczemy po kątach, bo przy dzieciach mи не можемо!

Wyprawa do Szczecina

W końcu wyprawa do Szczecina. Tam kilka spotkań z tłumaczem, księdzem, który pracował w Kaliningradzie, punkt konsultacyjny, Urząd Miejski i pyszny obiad w Seminarium. Wszędzie dużo uchodźców. Wracamy do siebie, to znaczy na wioskę... Dziś już ósmy dzień w NASZEJ wiosce! A za osiem kolejnych dni, wrócimy do domu, do Charkowa i znowu wszystko będzie dobrze, tak nam codziennie powtarza nasz ksiądz!

 


Восьмий день

На восьмий день війни швидке рішення: ми йдемо! Поки не знаємо куди, але на захід точно. Швидка упаковка. Що знадобиться дітям? Ми якось впораємося... Коханий пес повинен залишитися, бо не знаємо, чи відпустять нас з ним.

По дорозі приходить повідомлення: уламки бомби, можливо, ракети, розбили вікно в кімнаті дитини. Перед Львовом багато перевірок, йдемо дуже повільно. Випадкове проживання, різні кімнати, іноді підлога в холі, іноді щось тепле поїсти.

Під Львовом величезний затор, два дні в машині з дітьми! Повертаємо ліворуч у бік Словаччини. Тут також багато людей, але це йде швидше. Дев'ять годин в пробці і на кордоні. Тато має залишитися тут! Cльози… Розставання…

Штамп в паспорті і то тільки невідомо. Невідома мова. Шлях невідомий. вперед. Я думаю, що хтось із моїх знайомих відбувається в Щецині. Повертаємо до опівночі і в’їжджаємо в Польщу. Тут більше немає обтяжливого контролю, нас ніхто не зупиняє. Навіть паспорти ніхто не перевіряв. Як це дивно...

Наближається ніч, тож ми шукаємо, де зупинитися. Якось поки що вийшло. Маленькі діти відкривають серця добрих людей. Польських грошей у нас немає, але за удачу на трасі А-2 платити не треба. Українська картка від банку то працює, то ні...

За мить Познань, але вже темно. Шукаємо житло і нічого. Діти дуже втомилися, восьмий день у дорозі.

Ми дзвонимо в Щецин, але нам там уже не місце. Що тепер? Нарешті, іскра надії, якийсь друг друга зателефонував своєму другові... 

Але ми йдемо Фонду MAŁE STÓPKI, о. Томаш із Щецина має щось для нас. Доїжджаємо до маленького села десь біля кордону з Німеччиною. Нас чекає вечеря, ліжко та матраци. Трохи холодно, але безпечно. Тільки на одну ніч? А що далі?

Недільний ранок приносить багато сонця. Ми можемо залишитися тут, поки щось не знайдемо. Виявляється, ми спали в побуті. Прямо біля гарної церкви. Священик запрошує нас до церкви на п’ять хвилин опівдні. Він вітає нас. Трохи плутає назви. Оплески. Сльози емоцій. Вони співають так голосно і зворушливо, що ми всі плачемо. Хтось фінансував вечерю, хтось приготував вечерю. Вони все для нас роблять, ми маємо відпочити.

Приносять їжу, записують документи. Ми чекаємо. Деякі короткі поїздки щодня. Перший самостійний шопінг у польському магазині. Нам усі посміхаються. А ми плачемо по кутках, бо в присутності дітей ми не можемо!

Наостанок поїздка до Щецина. Там кілька зустрічей з перекладачем, священиком, який працював у Калінінграді, консультаційний пункт, Ратуша та смачний обід у Семінарії. Скрізь багато біженців. Ми повертаємося додому, я маю на увазі село... Сьогодні восьмий день у НАШОМУ селі!