Czwartek, 25 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Ogród – przygoda ich życia

Data publikacji: 20 sierpnia 2017 r. 07:37
Ostatnia aktualizacja: 09 lipca 2019 r. 11:47
Ogród – przygoda ich życia
 

Ten opadający ukwieconymi tarasami ogród przydomowy przy ul. Krańcowej rozpościera się za widoczną od frontu posesji zieloną ścianą gęstego bluszczu. Powstał na skrawku ziemi po niegdysiejszych polach, na których rosły buraki, ziemniaki i inne warzywa. Ten właśnie ogród to na emeryturze oczko w głowach pp. Elżbiety i Jerzego Gajdulów. Jak mówią zgodnie, wymaga pracy, ale jest dla nich i zabawą, i przygodą życia.

Na rabatach każdego z tarasów wzrok już od pierwszej chwili przyciągają różnobarwne, o licznych kształtach i wzorach liści odmiany żurawki. Kontrastują z wykonanymi własnoręcznie obrzeżami i dywanem soczyście zieleniącej się trawy.

- Ostatni zaczęłam liczyć. I doliczyłam się, że w moim ogrodzie mam tych żurawek już 115 – mówi pani Elżbieta.

- Wiele osób, kiedy tu wchodzi, zdejmuje buty kiwa głową z podziwem, ale niekiedy też padają słowa „a trawa najpewniej z rolki”. Wtedy tłumaczę, że nie, to trawa jak każda inna, tyle że pielęgnowana. Trzeba o nią dbać tak samo, jak o kwiaty, a przede wszystkim: odchwaszczać, napowietrzać, wałować, grabić, nawozić, podlewać i kosić, nawet raz na tydzień - opowiada Jerzy Gajdul. - Stąd gęstość i kolor. I chęć biegania po nim na boso, jak po miękkim dywanie.

Jak dodaje pan Jerzy, teren jest schedą po rodzicach, którzy zamieszkali w tym domu przy ul. Krańcowej po wojnie. Kiedyś był dużo większy, ale miasto podzieliło działki, aby część sprzedać pod nowe budownictwo. Teraz ogród pp. Gajdulów sąsiaduje z zabudową szeregową. Ale i tak – jak zgodnie mówią - została im spora przestrzeń. Miejsce, gdzie mogą realizować swoje pomysły.  Po dawnym ogrodzie przetrwała herbaciana róża, ponad 30-letnia, ale wciąż obficie kwitnąca i pnąca się po pergoli rozdzielającej dwa z trzech zasadniczych ogrodowych tarasów. Granice każdego są dość płynne, a wyznaczają je bujne kwiatowe rabaty. Okalają je zielone ściany: bluszczu, trzmielin, a też wysokich i starannie formowanych iglaków. A wśród nich zawieszone ozdobne ptasie gniazdka.

– Mamy szczęście do dobrych i życzliwych ludzi, przyjaznych sąsiadów. Oni wspierali i wspierają nas roślinami, a my odwdzięczamy się tym samym, inspirujemy ich też do pielęgnowania ogrodów i trochę pomagamy w ich utrzymaniu: czasem kosząc trawę, a też przycinając krzewy. Bo zieleni nie można puścić na żywioł. Będzie jeszcze piękniejsza, gdy będzie się uszczykiwać kwiaty, przycinać gałęzie, formować – podkreśla pani Elżbieta.

Wystarczy spojrzeć na okazałe kule z bukszpanu, jakie tworzą centralny punkt jednego z ogrodowych tarasów, z własnej uprawy, przetykane w wielu miejscach begoniami. Czy na hortensje, z których część pochodzi również z przydomowej szkółki.

- Upiększanie własnego otoczenia to fajna zabawa. Daje siłę, nastraja i naładowuje człowieka pozytywnie. To przygoda życia, ale i obowiązek. I polecam każdemu. Każda roślina ma swój niepowtarzalny urok i daje to coś, co daje radość. O każdej porze dnia, o każdej porze roku, niezależnie od pogody.– dodaje pani Elżbieta.

Azalie, rododendrony, róże, ale też clematisy, wiciokrzewy, miliny, powojniki, rdestówki, akebie. Na rabatach pierisy, trzmieliny, klony palmowe. Obok traw ozdobnych, host, wspomnianych żurawek, i hortensji od ogrodowych, przez pnące, po krzewiaste i drzewiaste, białe, różowe, nawet pistacjowe, funkii, wrzosów, wrzośców, jeżówek i pysznogłówek. Złocienie, rudbekie, tawułki, szałwie omszone, starce, aksamitki, pelargonie, begonie, astry, krzewuszki i okazała lilia drzewiasta, która wystrzeliła na 2 metry wysokości i jest obsypana kwiatami. A wiosną tulipany.

Morze kwiatów o mocnych energetycznych barwach w różnych punktach ogrodu pp. Gajdulów to jednak nie wszystko. Mnóstwo w nim filigranowych glinianych postaci, dzbanów, mis, tac oraz  latarenek rozświetlających go o zmierzchu.

– Dajemy też drugie życie starociom. Zabytkowej tarce, koszom na owoce, warzywa czy jajka, kankom od mleka, metalowym konewkom. Gros naszych ozdób pochodzi z „pchlego targu” albo zostało sprowadzonych. Łączymy je z roślinami, aby w każdym punkcie ogrodu coś cieszyło oko.

Pan Jerzy Gajdul, złota rączka, wyczarował sam pergole. A o tym, że nie ma dla niego, jak i jego żony pani Elżbiety, rzeczy nieprzydatnych oglądamy donicę ze starego skórzanego, znoszonego, buta, a w innym zakątku zielono-kwiatowej enklawy aranżacja inne donicy, do której wykorzystali gumowe rękawice – zamieniły się w dwie dłonie obejmujące kępę ozdobnej trawy. A jeszcze w innym miejscu kwietniczek ze starego kaloszka, który wystarczyło okrasić detalem przy pomocy damskiego lakieru do paznokci. O pomysłowości gospodarzy świadczy również kamienny krąg-klapa od szamba. Po odpowiednim zabezpieczeniu w tym miejscu – jak i wkoło niego – urządzili kwietnik w dalekowschodnim stylu z mostkiem i z pagodą, obok której „przycupnął” Budda. Na wypadek, gdyby trzeba było dostać się do kanalizacji, to rabata została skonstruowana tak, by można było ją czasowo zdemontować.

- Nie wyobrażam już sobie nie mieć ogrodu. Daje nam pełny luz, odpoczynek. A przy okazji ciągle czegoś nowego się uczymy. Szukamy sposobów, by jak najmniej było chemii przy ochronie przed szkodnikami, bo ta szkodliwa jest dla ptaków i zwierząt. Ostatnio odkryliśmy zbawienne właściwości pewnej rośliny. Nazywa się wrotycz. Zebrany na łąkach moczy się i znakomicie nadaje się do oprysków, odstrasza pędraki. Podobnie skrzyp. I życzę wszystkim takiej przygody – kończy Elżbieta Gajdul opowieść o wyczarowanym i nieustannie wyczarowywanym z pasją przez siebie i męża przydomowym raju. ©℗

Mirosław WINCONEK

Na zdjęciach: Elżbieta i Jerzy Gajdul oraz ich wyczarowany ogród przy domu na szczecińskim osiedlu Żelechowa.

Fot.: Mirosław WINCONEK

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA