Początek nowego roku kojarzy się z zabawą, fajerwerkami i radością. Dla lekarzy dyżurujących na oddziałach ratunkowych i chirurgicznych to jednak jeden z najbardziej wymagających okresów. Sylwester i dni tuż po nim przynoszą falę ciężkich urazów – także wśród dzieci – spowodowanych niewłaściwym użyciem petard.
– Ten czas jest wyjątkowy, niestety w złym tego słowa znaczeniu – przyznaje dr n. med. Kaja Giżewska-Kacprzak, chirurg dziecięca i chirurg ręki w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym nr 1 PUM w Szczecinie. Jak podkreśla, pacjenci z urazami pojawiają się już kilka dni przed sylwestrem. Obrażenia najczęściej dotyczą rąk i są efektem zabawy niewypałami lub trzymanymi w dłoni petardami.
Do kliniki trafiają dzieci w każdym wieku – od kilkuletnich po nastolatków. Ich urazy są bardzo różne. Czasami to powierzchowne oparzenia.
- Niestety trafiają do nas też pacjenci z bardzo poważnymi urazami, często są to urazy wielotkankowe: skóry, ścięgien, nerwów i kości – tłumaczy lekarka. W najcięższych przypadkach dochodzi do amputacji palców, a czasem nawet części dłoni. Substancje zawarte w petardach powodują jednocześnie uraz mechaniczny, termiczny i chemiczny, co znacząco ogranicza możliwości leczenia.
Choć lekarze robią wszystko, by ratować uszkodzone kończyny, nie zawsze jest to możliwe. Nawet gdy operacja się powiedzie, konsekwencje są długotrwałe: miesiące leczenia, rehabilitacja i ograniczenia sprawności ręki, często na całe życie.
Problem dotyczy nie tylko dzieci. Dr n. med. Grzegorz Jagielski, kierujący Szpitalnym Oddziałem Ratunkowym USK nr 1 PUM w Szczecinie, podkreśla, że każdego roku w okresie noworocznym SOR przyjmuje wielu pacjentów z ciężkimi obrażeniami po fajerwerkach. – To nie są tylko urazy rąk. Mamy oparzenia twarzy, przedramion, a nawet przypadki utraty wzroku – mówi.
Choć prawo zakazuje sprzedaży petard nieletnim, to właśnie dorośli najczęściej je kupują i udostępniają dzieciom. – To może być rodzic, starsze rodzeństwo albo kolega. Odpowiedzialność zawsze spoczywa na osobie dorosłej – podkreśla dr Giżewska-Kacprzak.
Statystyki pokazują, że liczba takich urazów na przestrzeni lat nieco spadła, jednak wciąż utrzymuje się na stałym, niepokojącym poziomie. Dla lekarzy to sygnał, że apel o rozwagę wciąż jest aktualny.
– Ludzie lubią się bawić i chcą się bawić, natomiast nie wiem, czy najszczęśliwszą formą zabawy jest odpalanie petard – mówi Grzegorz Jagielski. Jego zdaniem lepiej zrezygnować z petard lub pozostawić je profesjonalistom.
Lekarze są zgodni: najlepszym sposobem na uniknięcie dramatów jest rozsądek. Bo skutki sylwestrowo-noworocznej, nierozważnej zabawy mogą pozostać z nami na całe życie.
(sag)