Jak powszechnie wiadomo, koronawirus pochodzi ze świata zwierząt. Nie wiemy, jak zarazili się nim ludzie. Teorii jest kilka, począwszy od zjedzenia chorego nietoperza, a skończywszy na wymknięciu się go z laboratoriów, gdzie prowadzono badania nad nową bronią biologiczną. Prawdy zapewne nigdy nie poznamy. Jedno jest pewne, SARS-Cov-2 od dwóch lat terroryzuje świat. Wydawać by się mogło, że ludzie nie są w stanie zarażać zwierząt. A jednak…
W styczniu ubiegłego roku w jednej z hodowli w województwie pomorskim wykryto wywołaną przez wirusa chorobę u norek. Teraz z podobnym problemem borykają się hodowcy z powiatu kołobrzeskiego. Chore na COVID-19 zwierzęta są na trzech objętych nadzorem weterynaryjnym fermach. W sumie jest na nich 8300 norek. Dwie hodowle są w podkołobrzeskim Zieleniewie, gdzie chorobę stwierdzono u 17 zwierząt na 1300 tam hodowanych. W położonej nieco dalej wsi Ołużna, na 7000 norek wykryto 19 chorych na COVID-19.
Niewykluczone, że wszystkie zwierzęta żyjące na objętych chorobą fermach trzeba będzie zlikwidować. W tej sytuacji ich ciała w całości zostaną poddane utylizacji. Sprawa wyszła na jaw po przeprowadzonych pod koniec listopada badaniach. Kilka miesięcy wcześniej, a konkretnie w lipcu ubiegłego roku, norki były zdrowe. Powiatowy lekarz weterynarii z Kołobrzegu zapowiada, że kolejne badania kontrolne przeprowadzone zostaną w przyszłym miesiącu. Wtedy zapadnie decyzja, co dalej robić. Służby weterynaryjne nie mają wątpliwości, że zwierzęta zaraziły się od osób pracujących przy nich. Innej możliwości nie ma, bo fermy są szczelnie ogrodzone, a wstęp na nie mają jedynie osoby tam zatrudnione.
Ciekawostką jest to, że zwierzęta nie wykazują fizycznych objawów choroby. ©℗
(pw)