Biegli nie umieli ustalić, kto mógł podrobić podpis Eweliny F., byłej pracownicy Fundacji Pogotowie Teatralne. Jednak zdaniem sędziego, Joanna J., jako ówczesna prezeska Fundacji, wiedziała, że dokument (ze sfałszowaną parafą F.) oryginalny nie jest. A jeśli tak, jest winna zarzucanego jej przestępstwa.
Przypomnijmy, że Joanna J. odpowiadała za użycie w sądzie pracy sfałszowanego (przez kogoś) dokumentu o warunkach zatrudnienia swojej pracownicy – posłużyła się nim, by uniknąć odpowiedzialności za nieterminowe wypłacanie wynagrodzeń. Była prezeska nie przyznała się do winy. Mimo to została wczoraj skazana na tysiąc złotych grzywny.
To nie jest wysoka kara. Prokurator bowiem żądała dla oskarżonej ograniczenia wolności na 4 miesiące i wykonywania nieodpłatnej pracy na cele społeczne (20 godzin miesięcznie). Sąd potraktował J. łagodnie ze względu na jej stan zdrowia i niekaralność (kwietniowy wyrok – 2 lata i 3 miesiące więzienia za wyłudzanie publicznych pieniędzy i fałszowanie dokumentów – jest jeszcze nieprawomocny).
Bez względu na stopień surowości kary, sąd (podobnie jak oskarżyciel publiczny) nie miał wątpliwości co do winy oskarżonej. Jego zdaniem, Joanna J. posłużyła się jako oryginalnym dokumentem zawierającym sfałszowany podpis jej byłej pracownicy. Nie przyznał przy tym racji obrońcy, która w ostatniej mowie zasugerowała, że każdy mógł podrobić podpis na tym dokumencie, bo segregator stał w pomieszczeniu ogólnodostępnym.
– Równie dobrze podpisać się na nim mogła również pani F. – stwierdziła pani mecenas.
– To niezwykle karkołomne rozumowanie – odniósł się do tego stwierdzenia sędzia. – Pracownik sam podrobił podpis na dokumencie dla siebie niekorzystnym? I to po to, by dwa i pół roku później pójść z tym do sądu?
Na dodatek sfingowane pismo powstało w czasie, kiedy pokrzywdzona już w Fundacji nie pracowała. Nie miała więc możliwości dokonania tego przestępstwa. To może ktoś inny? Żeby sfabrykować dokument, trzeba wiedzieć, po co się go tworzy. Poza tym należy go odpowiednio przygotować i mieć czas, by jak najstaranniej odwzorować pismo innej osoby.
– Nie ma takiej możliwości, by ktoś z zewnątrz przyszedł do biura i dokonał tego bez pani wiedzy – zawyrokował sędzia.
Tym bardziej że w tym czasie administracją i dokumentami zajmowała się w Fundacji Joanna J. Wyrok nie jest prawomocny.
Leszek WÓJCIK
Fot. Robert STACHNIK (arch.)