Jeszcze przynajmniej przez kilka dni jacht „Down North" będzie pozostawał pod wodą. W poniedziałek właściciel jednostki rozpoczął ustalenia w tej sprawie z Urzędem Morskim.
- Jesteśmy po rozmowie z właścicielem jachtu. Prawdopodobnie będzie on dążył do tego, aby do jednostki podpłynął dźwig, który ją uniesie, a po wypompowaniu wody usunięta zostanie usterka, która spowodowała zatonięcie. Ta opcja będzie tańsza niż wyciąganie wraku na ląd. Poza tym na nabrzeżu Starówka obecnie prowadzony jest remont, nie ma tam miejsca na pozostawienie jachtu - mówi Tomasz Owsik-Kozłowski, rzecznik prasowy Żeglugi Szczecińskiej.
Jak dodaje rzecznik ŻS, prawdopodobnie z jachtu wyciekł olej, a nie benzyna. Straż pożarna odseparowała i zabezpieczyła płyn. Czy zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec ochrony, która nie zauważyła, że „Down North" schodzi na dno? - Firma ochroniarka została wyłoniona w przetargu i oczekujemy od niej, że będzie reagowała na to, co dzieje się na terenie mariny i w jej okolicy - wyjaśnia Owsik-Kozłowski.
Jednostka stacjonująca w okolicy mariny przy Wyspie Grodzkiej poszła na dno w sobotę późnym wieczorem. 23-metrowy jacht, pływający pod kanadyjską banderą, ma polskiego właściciela. W Szczecinie znajduje się od kilku miesięcy. W momencie wypadku nikogo na pokładzie nie było. Przyczyną zatonięcia mógł być mróz, który mógł spowodować rozszczelnienia kadłuba. Jacht jest wyjątkowy pechowy: w maju 2015 roku zatonął na Bałtyku podczas rejsu ze Świnoujścia na Grenlandię. Po przepłynięciu 40 kilometrów od wybrzeża jednostka, na której pokładzie było 12 osób, poszła na dno. Jedna osoba zginęła. ©℗
(szymw)
Fot. Robert STACHNIK