Horror na Głównym w Szczecinie. Biją i chwalą Ukrainę? [FILM]

Bezdomni upodobali sobie fragment ulicy Kolumba, między wiaduktem kolejowym a delikatesami. Fot. Roman CIEPLIŃSKI  

W niedzielę w mediach społecznościowych pojawiły się dramatyczne relacje opatrzone zdjęciami, na których widać plamy krwi na chodniku nieopodal dworca Szczecin Główny. Z opisu wynikało, że grupa agresywnych Ukraińców pobiła bezdomnego młodego Polaka. Mężczyzna został uderzony w głowę. Silny krwotok tamowali do czasu przyjazdu pogotowia pracownicy agencji ochrony. Oni też powiadomili policję, która dość szybko ujęła sprawców, spisała i puściła wolno. Dwie godziny później ze szczytu muru oporowego między ulicą Owocową a dworcem spadł 27-letni młody mężczyzna. Ranny twierdził, że uciekał przed agresywnymi pijanymi Ukraińcami. Jak wynika z relacji pracowników ochrony rejonu dworca takie zdarzenia w tej części miasta to smutna norma. – Gdy pijani wracają z imprez, robi się niebezpiecznie – usłyszałem.

Relacje dziennikarzy społecznych

W oficjalnych mediach nie pojawiły się żadne informacje na temat zdarzeń z sobotniej nocy. Dopiero gdy tematem zajęli się internauci w mediach społecznościowych, zareagował między innymi jeden z portali z kręgu obecnej władzy. O zdarzeniu pisali, że bezdomny prowokował i zaczepiał „grupę osób”. Pisali między innymi tak: „Temat lotem błyskawicy niesie się po prawicowych kontach na Facebooku. W niektórych relacjach czytamy o ataku maczetą, tryskającej krwi czy wykrzykiwaniu nacjonalistycznych haseł. Służby nie potwierdzają takich okoliczności zdarzenia”.

Autor powyższego tekstu opisujący wypadki z nocy z 6 na 7 nie pokusił się o to, by zweryfikować oficjalny przekaz. Postanowiliśmy sprawdzić, jak było naprawdę i odszukać świadków oraz – jeśli to możliwe – uczestników zdarzeń. Wcześniej jednak poprosiliśmy policję o informacje na ten temat. Policja potwierdziła, że w wyniku zajścia w rejonie dworca ranny został około 30-letni mężczyzna, i że w zdarzeniu uczestniczyli Ukraińcy. Wszyscy byli pijani. Ich dane są w dyspozycji stróżów prawa. Postępowania jednak nie wszczęto, bo poszkodowany nie złożył w tej sprawie zawiadomienia. Niemniej funkcjonariusze próbują skontaktować się z poszkodowanym, by wyjaśnić wszystkie okoliczności zdarzenia. Pogotowie Ratunkowe przesłało nam oficjalny komunikat: „Z 6 na 7 kwietnia około godziny drugiej zespół ratownictwa medycznego został zadysponowany do pobitego mężczyzny. Na miejscu wezwania znajdował się poszkodowany pacjent ok. 30 lat, z obszernym urazem głowy i w stanie wskazującym na spożycie alkoholu. Po dokonaniu niezbędnych medycznych czynności ratunkowych mężczyzna przytomny został przetransportowany do szpitala”.

Skontaktowałem się również ze Służbą Ochrony Kolei. Byłem zaskoczony, kiedy okazało się, że SOK nawet nie odnotował takiego zdarzenia, a przecież była ofiara, interweniowało pogotowie ratunkowe, policja.

Szczecin Główny nocą

W środę, 10 kwietnia, trzy dni po dramatycznych wydarzeniach udaliśmy się na dworzec Szczecin Główny. Hala dworca była już niemal pusta, opustoszała była ulica Owocowa jak również okolica wejścia do dworca od strony ul. Kolumba. Tylko w rejonie delikatesów, obok wiaduktu znajdowali się ludzie. To tam grupa licząca dziesięć osób, zaatakowała młodego mężczyznę. Ofiara najprawdopodobniej uderzona ciężkim przedmiotem, doznała groźnego urazu głowy. Jak wynikać miało z relacji świadków, napastnicy, uciekając wołali „Sława Ukrajini”.

O to, jaki był przebieg zdarzeń, postanowiłem zapytać pracowników ochrony. Z ich relacji wynikało, że młody mężczyzna ranny w głowę obficie krwawił, a osoby, w tym młoda kobieta, które próbowały mu pomóc, nie potrafiły sobie z tym poradzić. Pracownicy agencji ochrony ułożyli rannego we właściwej pozycji i powstrzymywali krwotok do czasu przyjazdu pogotowia.

– Jesteśmy przeszkoleni w zakresie udzielania pierwszej pomocy. Mamy przy sobie materiały opatrunkowe. Miałam dyżur tamtej nocy, więc pomagałam temu bezdomnemu. Samego zdarzenia nie widziałam, znam je jedynie z relacji innych osób – powiedziała mi kobieta z patrolu agencji ochrony, która pilnuje porządku i mienia dworca. Dodała także, że z opatrunkiem na głowie P. chodził bodajże tylko dzień czy dwa. Już w poniedziałek nie miał bandaża na głowie.

Więcej o przebiegu zdarzeń wiedzieli klienci jak również obsługa delikatesów. Tam uzyskałem na tyle dokładny rysopis poszkodowanego P., że bez trudu odnalazłem go wśród ludzi kręcących się w pobliżu sklepu.

Rzeczywiście zamiast bandaża na głowie pan P. miał tylko kaptur, mimo ciemnej nocy oczy zasłaniał ciemnymi okularami.

Z relacji P., który – jak twierdzi – pochodzi ze wschodniej części województwa zachodniopomorskiego, wynika, że to nie on „prowokował i zaczepiał Ukraińców”, lecz oni jego „prowokowali i obrażali jego dziewczynę”. Dodał nawet, że „chcieli ją zgwałcić”. Nie został też uderzony „maczetą”. Urazu głowy doznał, kiedy jeden z agresywnych Ukraińców roztrzaskał mu butelkę na głowie. Twierdzi też, że „gdyby nie reakcja dwóch innych bezdomnych, którzy przebywali wówczas w rejonie wiaduktu kolejowego, pewnie by już nie żył”.

Od pracowników agencji ochrony dowiedziałem się, że ranny został wypisany ze szpitala (okazało się, że przy ul. Arkońskiej) jeszcze tego samego dnia. Niektórzy oburzeni internauci komentowali ten fakt następująco: Ukraińcy leczą się w naszych szpitalach nieubezpieczeni, a bezdomnego nieubezpieczonego pacjenta Polaka szpital po prostu wyprasza…

Policja tymczasem podała informację, że ranny opuścił szpital na własną prośbę.

Co weekend jest to samo

Okazuje się, że 7 kwietnia miało miejsce inne nie mniej poważne zdarzenie. Dwie godziny później, około 5 rano pod ceglanym murem oporowym na torowisku znaleziono 27-letniego mężczyznę. Spadł ze szczytu skarpy. Mniej więcej z 10-metrowej wysokości. Był w stanie ciężkim; miał liczne obrażenia. Zapytany o okoliczności zdarzenia powiedział, że został napadnięty przez grupę Ukraińców. Uciekając, chciał przeskoczyć mur, nie wiedział, że po drugiej stronie jest 10-metrowa przepaść.

Co ciekawe, o tym drugim, jak mogłoby się wydawać, nie mniej groźnym zdarzeniu, prasa, a nawet media społecznościowe, milczały. Sprawa wyszła na jaw dopiero pięć dni po zdarzeniu, niejako przypadkiem, to znaczy w trakcie mojej rozmowy ze świadkami i uczestnikami wydarzeń przed dworcem Szczecin Główny, a konkretnie tuż obok delikatesów, zaledwie 50 metrów od wiaduktu kolejowego. Miejsce to – jak wiadomo – znane jest między innymi z tego, że można tam spotkać sporo osób bezdomnych.

– Byłam przy nim – opowiadała mi kobieta, która udzielała mu pierwszej pomocy. – Zapytałam, jak ma na imię. Powiedział, że Michał. Trzymałam go za rękę. Ściskał mi dłoń tak mocno, że nie czułam nawet krwi… Zapytałam go, jak to się stało, że spadł z tej pionowej skarpy. Odpowiedział, że zaatakowali go Ukraińcy, uciekał przed nimi i chciał przeskoczyć mur. Pytał, gdzie jest jego plecak, to było tak ważne dla niego, bo miał tam kluczyki do samochodu. A przecież plecak miał na plecach. Nie miał widocznie już czucia…

Chcąc się więcej dowiedzieć o zdarzeniu, skontaktowałem się z Komendą Miejską Policji w Szczecinie, ale policja w ogóle nie wiedziała nic na ten temat. Natomiast rzecznik pogotowia ratunkowego Natalia Dorochowicz przesłała mi krótką informację:

„7 kwietnia zespół ratownictwa medycznego został zadysponowany, około godziny piątej, do upadku z wysokości. W miejscu wezwania, okolice postoju taxi przy ul. Owocowej, znajdował się poszkodowany mężczyzna lat 27. Pacjent był przytomny, w stanie wskazującym na spożycie alkoholu, pobudzony. Doznał licznych urazów kończyn górnych. Po dokonaniu niezbędnych medycznych czynności ratunkowych mężczyzna został przetransportowany do szpitala na Unii Lubelskiej”.

Co ciekawe rzecznik szpitala przy ul. Unii Lubelskiej Joanna Woźnicka poinformowała nas, że pacjent ten jeszcze tego samego dnia opuścił szpital.

O bezpieczeństwie i polityce informacyjnej

O bezpieczeństwie, między innymi w rejonie dworca Szczecin Główny można powiedzieć tak: policja okazała się skuteczna, bo ujęła i uzyskała dane osób uczestniczących w zajściu przed Dworcem Głównym. Ale można też powiedzieć, że monitoring to za mało. Tu warto dodać, że to dzięki monitoringowi zareagowała ochrona. Zapis z monitoringu przekazany został zresztą policji. Kamery nie zastąpią jednak stróżów prawa z krwi i kości.

W Berlinie na Alexander Platz ustawiono kontenerowy komisariat policji. Stróże prawa w tej części Berlina na brak pracy nie narzekają. Policja bliżej ludzi, coraz bliżej, bo też z poczuciem bezpieczeństwa jest coraz gorzej. Może i w Szczecinie warto skorzystać z podobnych rozwiązań? Komisariatu policji na dworcu nie ma już chyba od co najmniej 20 lat. A przydałby się.

Natomiast o polityce informacyjnej można by powiedzieć tak: jak najmniej polityki, jak najwięcej informacji, dzięki której obywatel będzie miał wiedzę, dzięki której mógłby się czuć bezpieczniej, dzięki której mógłby podejmować właściwe decyzje (warto wiedzieć, że jest taki „czarny punkt” na mapie miasta). Choćby nawet taką, czy warto w trakcie weekendu udawać się w rejon dworca Szczecin Główny.

W trakcie rekonesansu w rejon szczecińskiego dworca nie udało mi się niestety (?) spotkać ukraińskich uczestników zajść z tamtej sobotniej nocy. Większe szanse miałbym pewnie w którąś sobotę albo już w niedzielę nad ranem, kiedy to na lekkim rauszu wraca się z dyskotek i klubów. ©℗

Tekst i film Roman CIEPLIŃSKI