Gawłowski kontratakuje

 

Stanisław Gawłowski, szef Platformy Obywatelskiej w naszym województwie, któremu prokuratura chce postawić pięć zarzutów, w tym trzy korupcyjne, na konferencji prasowej w Szczecinie, stwierdził, że akt oskarżenia to „kompromitacja”. Pokłócił się także z dziennikarzami mediów publicznych.

Polityk jest oskarżony m.in. o przyjęcie jako łapówki zegarka Tag Heuer w 2013 roku. Gawłowski przekonywał jednak, że swój zegarek otrzymał od żony w 2007 roku, gdy kupiła go w Galaxy (był z tym zegarkiem kilkakrotnie fotografowany przed 2013 rokiem), I że to inny typ zegarka niż ten, którym miał być, wedle prokuratury, korumpowany.

- Drugi, trzeci i czwarty zarzut oparte są na zeznanich tylko jednego człowieka, Krzysztofa B. - mówił Gawłowski. - Krzysztof B. jeszcze w 2014 wpłacał pieniądze na konto Prawa i Sprawiedliwości.

W 2014 roku Krzysztof B. został zatrzymany za korupcję - wręczył 200 tysięcy łapówki Tomaszowi P., byłemu dyrektorowi Zachodniopomorskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych skazanemu w aferze melioracyjnej. W 2016 roku zgłosił się do prokuratury o status małego świadka koronnego i dopiero wtedy - podkreśla Gawłowski - obciążył zeznaniami szefa PO w regionie, choć wcześniej miał na to dwa lata. Polityk dodawał, że w dniu, w którym w miał w Koszalinie otrzymać od Krzysztofa B. pieniądze, przebywał w Szczecinie – potwierdzeniem ma być to, że żona Gawłowskiego zapłaciła kartą, co można zweryfikować za pomocą wyciągu z konta, w jednym ze szczecińskich sklepów.

- Krzysztof B. zeznaje, że ujawniłem mu tajemnicę państwową albo tajemnicę służbową, nie wiem, jak to jest dokładnie zapisane – kontynuował Gawłowski. - W uzasadnieniu do tego zarzutu prokurator powołuje się na ustawę z 1999 roku, która mówiła o tajemnicy państwowej. Miałem się dopuścić tego czynu w roku 2013. Kłopot polega na tym, że w 2011 roku zmieniła się ustawa. Nie istnieje w obrocie prawnym pojęcie tajemnicy państwowej. Prokurator powołuje się na nieistniejące przepisy. To kompromitacja.

Ostatni zarzut dotyczy plagiatu pracy doktorskiej. Polityk stwierdził, że sprawę badał już zespół naukowców ekspertów - i potwierdził on, że do plagiatu nie doszło.

- W przypadku tych pięciu zarzutów prokuratura nie ma ani jednego twardego dowodu - ocenił Gawłowski.

W trakcie konferencji polityk nie szczędził złośliwości mediom publicznym. Zarzucał im, że są nierzetelne. 

- Skończę, a potem dam szansę dziennikarzom, żeby zadali pytanie w każdej sprawie - stwierdził, gdy dziennikarz Polskiego Radia Szczecin próbował mu zadać pytanie podczas jego wywodu. - Podkreślam: dziennikarzom. Z funkcjonariuszami PiS-owskim nie rozmawiam. Szkoda dla nich czasu.

- O mnie pan mówi? - zapytał radiowiec.

- Nie wiem, kim pan jest.

- Kamil Nieradka. Radio Szczecin. Wielokrotnie mieliśmy okazję rozmawiać.

- To świetnie pan wie, jaki mam stosunek do pana, funkcjonariusza PiS-u.

- Czyli nie będzie pan odpowiadał na moje pytania?

- Niech pan nie przerywa. Ja pana nie wyrzucam. Może w PiS-ie was tego nie nauczyli, ale kultura wymaga tego, że jak ktoś mówi, to się jemu nie przerywa. Potem jest czas na zadawanie pytań. Nigdzie nie uciekam. Będę rozmawiał z dziennikarzami.

- To niech pan kontynuuje.

- Łaskawco, dziękuję.

- Proszę.

Mimo swojej zapowiedzi Gawłowski z dziennikarzem radia po konferencji jednak porozmawiał. ©℗

(as)

Fot. Dariusz Gorajski