Znalazły się betonowo-gipsowe foczki, które niegdyś stały na ścieżce w pobliżu nieistniejącego już Domu Zdrojowego i muszli koncertowej w Świnoujściu. W latach 50. ub. wieku Sowieci przenieśli je na Mulnik, a potem przez lata w swoim ogrodzie trzymał je mieszkaniec Świnoujścia. Czy rzeźby wrócą na promenadę? Taki jest pomysł.
Pasjonaci historii z Muzeum Obrony Wybrzeża mówią, że gdy ujrzeli rzeźby, to wiedzieli, że gdzieś już je wcześniej widzieli. To była stara fotografia Świnoujścia zamieszczona na Facebooku. Na zdjęciu obok rzeźb stał mężczyzna, a w tle widoczna była muszla koncertowa. Napis na fotografii brzmi „Konzertpavillon in 1953”.
Dawniej, za czasów, gdy Świnoujście było niemieckie, ten fragment miasta wyglądał całkowicie inaczej. Między muszlą koncertową a Domem Zdrojowym był ogród, a foki stały na postumentach przy jednej ze ścieżek. Przez lata miejsce te było przebudowywane. Dzisiaj znacznie różni się od tego, jak wyglądało za czasów niemieckich, a później Polski Ludowej.
– Najprawdopodobniej w latach 50. ub. wieku foki zostały przez Sowietów przewiezione na Mulnik. W latach 90. trafiły do prywatnego ogródka. Dzięki temu nie zostały potłuczone na kawałki. Przekazane nam przez mieszkańca czekają teraz na konserwację w Forcie Gerharda. Będziemy namawiać miasto, żeby wróciły na promenadę. Ich konserwacją powinien zająć się specjalista – mówi Piotr Piwowarczyk, dyrektor Muzeum Obrony Wybrzeża.
Foki ważą od 300 do 400 kilogramów. Obecnie zdobią je malunki, ale konserwator je usunie. Chodzi o to, żeby przywrócić im dawny wygląd. Pasjonaci dodają, że w okolicy stały w czasach niemieckiego Świnoujścia inne rzeźby z podobnego budulca, m.in. anioły oraz syrena. Foki może nie są wybitnymi dziełami sztuki, ale są sympatyczne. No i są częścią ciekawej, a niekiedy burzliwej historii miasta nad Świną.
BaT