Większość dzieci swoje pierwsze rysunki poświęca mamie, tacie, zwierzętom i przyrodzie. Wśród ulubionych zwierząt często pojawiają się sympatyczne misie, te pluszowe przytulaki z radosnym uśmiechem i wesołymi oczkami. Misie to ulubione zabawki, kochane, przyjazne, ciepłe. Prawie każde dziecko chce mieć takiego misia, pod prawie każdą szerokością geograficzną. Pewnie dlatego szczecinianin Roman Zańko, znany z licznych akcji społeczno-pomocowych, a także podróży autostopem w dalekie zakątki tego świata, postanowił połączyć swoją wakacyjną wyprawę do Libanu z czymś pożytecznym. Pomyślał o dzieciach poszkodowanych przez wojnę w Syrii i o tym, że one także, tak jak ich rówieśnicy z różnych krajów, muszą lubić misie.
A mają one wiele zalet. Po pierwsze, nie są ciężkie, po drugie, nie są twarde i kanciaste, po trzecie, nie są wielkie (poza wyjątkami rzecz jasna), po czwarte zaś, można je bez zbędnych ceregieli zapakować do plecaka albo worka. Przedtem trzeba je jednak zgromadzić. I tak się stało, bo uczniowie dwóch szczecińskich gimnazjów – XVIII i XX, szybko zebrali „górę misiów”. Do tej góry swoje misie dorzucili jeszcze znajomi Romana i w sumie zebrało się ich 250 sztuk. Różnokolorowe, mniejsze i trochę większe, puchate i mniej puchate, ale wszystkie sympatyczne i podarowane z serca.
Szczeciński podróżnik – który nie lubi tego określenia, bo o wiele bardziej pasuje mu… włóczęga, która jego zdaniem zdecydowanie bardziej oddaje sens jego długich wypraw do różnych krajów – zapakował misie do plecaka i dwóch dużych worków. A potem, tak jak zawsze, stanął przy trasie wylotowej z miasta, by pojechać tym razem do dalekiego Libanu. Z misiami dla dzieci.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 9 czerwca 2017 r.
Marek Osajda
Fot. arch.