Marta Grywińska z Darłowa i Marek Mikulski z Polic w nogach mają już ponad 1500 km, a do pokonania jeszcze ponad 2000 km przez Wybrzeże i wschodnią granicę. Nie kryją, że głównym celem ich marszu jest uczczenie setnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę.
Oboje pochodzą z Zachodniopomorskiego, ale minione lata spędzili w stolicy Wielkopolski. 28-letni Marek próbował sił w dziennikarstwie w mediach poznańskich. Dwa lata młodsza Marta pracowała jako baristka w kawiarniach. Impulsem do porzucenia codziennych zajęć i przystąpienia do trwającej właśnie podróży życia stała się setna rocznica Niepodległej. Zwłaszcza że za sobą mieli pierwszą dłuższą trasę, bo rok temu udowodnili, że – jak mówią – piechotą się chodzi. Wtedy z Poznania o własnych siłach dotarli do Kostrzyna, aby obejrzeć koncerty na festiwalu Przystanek Woodstock, który teraz zmienił nazwę na Pol’and’Rock.
Para piechurów twierdzi, że podyktowana patriotycznym uniesieniem decyzja o rozpoczęciu długiej wędrówki była spontaniczna, lecz przygotowania do realizacji wyprawy zajęły blisko rok. Obecnie żyją ze swych oszczędności, a w trasie pomagają im nie tylko duchowym wsparciem rodzice i przyjaciele.
Wyruszyli 20 maja br. z Ustrzyk Dolnych w Bieszczadach, aby pokonać całą południową granicę. Obecnie są w okolicach Szczecina. W poniedziałek (23 bm.) zmierzali z Gryfina do Polic, gdzie u rodziców Marka planują dzień odpoczynku przed marszem na Świnoujście.
Oboje idą, nie korzystają z autostopu czy podwózki busem. Obawiali się negatywnych doświadczeń, a tymczasem wrażenia są prawie wszędzie pozytywne. Zwykle budzą ciekawość przejeżdżających kierowców, a oznaki życzliwości dodają im sił w drodze. Marek twierdzi, że przykładowo w Lubuskiem co drugi samochód zatrzymywał się, aby pomagać pieszym wędrowcom. Z kolei w Chlebowie na ich widok pewna rodzina zaprosiła do ogrodu na poczęstunek. Jednak najmilej wspominają pobyt w małej wsi Klisino w Opolskiem. Tamtejsi gospodarze pozwolili się wykąpać, nakarmili i wypytywali o wrażenia z dotychczasowego marszu, aby na pożegnanie hojnie zaopatrzyć w prowiant na dalszą drogę.
– Ludzie na granicach Polski mają serca na dłoni, bo są wyjątkowo otwarci na podróżnych – tak spotkania z dwóch miesięcy wędrówki ocenia Marek Mikulski.
Początkowo planowali zakończyć pieszą podróż na wschodniej granicy 11 listopada br., gdy przypada sławna rocznica z dziejów naszego narodu. Jednak późnojesienna aura może się okazać trudną przeszkodą w pokonywaniu kilometrów na drogach, dlatego wyprawę Marta i Marek będą kontynuować najpóźniej do końca października.
Wyprawę można śledzić na www.facebook.com/piechotasiechodzi/ ©℗
(m)
Fot.www.piechotasiechodzi.pl