– Z badań społecznych wynika, że Ukraińcy są bardzo pozytywnie nastawieni do Polaków. W Polsce pracuje obecnie ponad milion Ukraińców. Może więc do pojednania wystarczy już tylko szczerość i prawda w odniesieniu do historii?
– Inne mam zdanie na ten temat. Na pytanie księdza arcybiskupa o moje pochodzenie, odpowiedziałem kiedyś, że jestem Pomorzaninem z urodzenia, ale z pochodzenia tak naprawdę jestem kresowiakiem. Moja mama pochodziła z Wołynia, z parafii Dreżne, ojciec z Podlasia, który uciekając przed wywózką na Sybir w 1939 wyjechał na Wołyń i tam poznał mamę, i tam w Derażnym wzięli ślub. O Wołyniu słyszałem dość wcześnie właśnie od mojej mamy, która przeżyła jako młoda żona i matka napad Ukraińców na jej wieś. Cudem uniknęła śmierci wydostając się z okrążenia i niosąc swoje dwuletnie dziecko, mojego brata. W czasie napadu zginęła jej matka i jej najmłodszy brat.
– A więc szczerość i prawda to za mało, zdaniem księdza?
– Kiedy oglądałam film „Wołyń”, pomyślałem, że to jest film o mojej mamie. Ona przeżyła niemal dokładnie to samo, co główna bohaterka. Do Łucka z Dreżnego jest około 60 km. Oboje uciekając przeszli ten dystans pieszo ukrywając się po lasach. We wsiach żebrali o jedzenie przede wszystkim dla dziecka. Szli miesiąc. W filmie bohaterka ucieka latem, gdy były owoce, kłosy. A moja mama uciekała 30 marca 1943 roku, kiedy jeszcze na polach leżał śnieg. Koczowali w katedrze w Łucku ponad miesiąc. Pracy nie mogła znaleźć, więc znowu żebrała. Kiedy walczyła o życie, Niemcy wyszli z propozycją wyjazdu do Niemiec na roboty. Mama zgłosiła się. Pod Berlin dojechała w bydlęcym wagonie. Mój ojciec już wcześniej był wywieziony przez Niemców do obozu koncentracyjnego niedaleko granicy francuskiej i pracował w jakiejś fabryce. Po przybyciu do Niemiec mama ściągnęła tatę do siebie i do końca wojny pracowali razem. Po wojnie przyjechali do Skolwina, gdzie tata pracował w fabryce papieru. Po wojnie największym marzeniem mojej mamy były skrzydła, dzięki którym mogłaby wrócić na kresy. Chciała odnaleźć swoją wieś i stanąć nad grobem swojej matki.
Cała rozmowa w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 28 lipca 2017 r.
Rozmawiał Roman K. Ciepliński
* Ksiądz Kazimierz Łukjaniuk jest też dziekanem dekanatu Nowogard, kustoszem Sanktuarium św. Rafała Kalinowskiego, patrona sybiraków w Nowogardzie