Marek Olszewski wyjmuje z szafy sześć wypchanych papierami reklamówek. Tysiące stron pism procesowych, ekspertyz, wyroków, odwołań, wniosków i wezwań. Od początku swojego dorosłego życia praktycznie nie wychodzi z sądów.
Dziesiątki kilogramów kopii tych dokumentów wysłał już do Rzecznika Praw Obywatelskich, do Kancelarii Prezydenta RP, a nawet do samego ministra sprawiedliwości. Sprawy pana Marka zawsze kierowane są do „właściwych organów”. I co? I nic. Wygląda na to, że pan Marek należy do tej grupy obywateli, którym nie da się pomóc. Tylko czy na pewno?
Marek Olszewski ma 49 lat. Jest rencistą. Uległ wypadkowi w szkole średniej, drugi wypadek miał już w zakładzie pracy – wyeliminował go na trwałe z pracy zawodowej. Po rozwodzie sąd ograniczył mu prawa rodzicielskie. Od 19 lat nie widział się z córką. Otrzymuje skromną rentę, z której nie da się przeżyć. Mieszka razem z 80-letnią matką, która dzieli się z nim swoją emeryturą.
Po śmierci ojca nabył prawo do spadku. Wystarczyło na remont domu. Tyle tylko, że wykonawca spartaczył robotę. Styropianu nie przytwierdził kołkami, a jedynie przykleił. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już miesiąc później – jak mówi pan Marek – „budynek zaczął strzelać”. Styropian odklejał się od podłoża. Wezwany do usunięcia usterek wykonawca nie pojawił się już więcej w pracy. Marek Olszewski wniósł przeciwko Andrzejowi B. pozew do Sądu Rejonowego w Myśliborzu. ©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 8 grudnia 2017 r.
Tekst i fot. R.K. Ciepliński