- Krzysiek P. bełkotał kiedyś po pijaku, że wpakował się w jakieś gówno. Że coś się wydarzyło - zeznał w piątek Waldemar W. - Pytałem go o co chodzi, ale nie chciał nic więcej mówić.
Zeznający w piątek mężczyzna był ostatnim świadkiem w procesie Radosława Warawki (oskarżony zgodził się na użycie nazwiska w pełnym brzmieniu), któremu prokurator zarzuca wymordowanie swojej rodziny: matki, ojczyma i przybranego brata. Państwo W. mieszkali przy ul. Uznamskiej w szczecińskim Dąbiu. Zostali zamordowani, jak to potem ocenili policjanci, w wyjątkowo okrutny sposób. O dokonanie tej zbrodni prokuratura oskarżyła mieszkającego na stałe w Irlandii syna zadźganej nożem kobiety. Zanim go jednak zatrzymano, mężczyzna jakiś czas przebywał w Holandii, skąd następnie wyjechał do Hiszpanii.
- Warawkę poznałem w Amsterdamie albo w Hadze, nie pamiętam - powiedział w piątek skuty kajdanami świadek. - Rozmawiałem z nim tylko jeden raz. Nie dłużej niż 15 minut.
- O czym? - zapytał sąd.
- O niczym. O prostytucji, tzn. o kobietach, które się za pieniądze puszczają. Oni, bo z Warawką był jeszcze Krzysztof P., chcieli jakieś prostytutki.
Z zeznania Waldemara W. wynika, że znał wcześniej Krzysztofa P. To z nim się umówił na spotkanie gdzieś w Holandii. P. jednak przyprowadził kolegę, Warawkę.
Przypomnijmy, że Krzysztof P. (i Wojciech B.) jest współoskarżonym w tym procesie. Prokurator zarzuca obu, P. i B., zacieranie śladów morderstwa. P. miał też ponoć pomóc Warawce w załatwieniu broni (której później jednak nie użyto). Osobą, z którą się w tym celu kontaktowano miał być właśnie Waldemar W. (przeciwko niemu toczy się w Sądzie Rejonowym postępowanie w sprawie pomocnictwa w zdobyciu broni).
- Jestem niewinny - zapewnił Waldemar W. - Zarzuty są efektem pomówień przestępców. Nie ma przeciwko mnie żadnych dowodów.
Świadek został przywieziony do sądu w Szczecinie z Gdańska (tam odpowiada w innej sprawie). Wskazany przez Krzysztofa P. jako osoba, która pomagała w załatwieniu pistoletu, zeznał w piątek przeciwko Krzysztofowi P.
- Jakiś czas po tym luźnym spotkaniu z Warawką, Krzysiek mówił mi po pijaku, że wpadł w jakieś gówno - pogrążał byłego kolegę. - Potem z kolei śmiał się, że coś się wydarzyło, ale już się tym nie przejmuje, ma to w dupie.
Waldemar W. twierdzi, że P. przyznał mu się, że zgonił wszystko (czyli, to co się wcześniej „wydarzyło") na „tego chłopa, z którym się wtedy widzieli", tzn. na Warawkę.
- Krzysiek się chwalił, że ma układy w policji. Że jest nietykalny - dodał. - Z tego co teraz widzę, to chyba tak jest rzeczywiście.
Do czego świadek nawiązał? Do dwóch spraw. Po pierwsze, do tego, że obaj pozostali oskarżeni odpowiadają z wolnej stopy, nie zastosowano wobec nich żadnego środka zapobiegawczego. Po drugie, mają zarzut niezwiązany bezpośrednio z morderstwem, choć Radosław Warawko w swoich wyjaśnieniach powiedział wprost, że to oni w kwietniu 2011 r. weszli do domu jego rodziców (on miał tylko przytrzymać psa; twierdzi, że nie wchodził do środka).
- Po wyjściu powiedzieli mi, że sytuacja wymknęła się spod kontroli - wyjaśniał Warawko na jednej z rozpraw. - Później się śmiali, że zabili jakiegoś kibica (niepełnosprawny brat Warawki miał na szyi szalik Pogoni - przyp. lw).
Radosław Warawko nie przyznaje się do popełnienia potrójnego morderstwa. Przed zatrzymaniem miał ponoć problemy z narkotykami. Był też hazardzistą - stąd jego kłopoty finansowe. Zapewnia jednak, że zgodził się (szantażowany) tylko na udział w kradzieży. Na nic więcej!
Zeznający w piątek Waldemar W. był ostatnim świadkiem. Proces jest już więc zakończony. Na następnej rozprawie strony (prokurator, pokrzywdzeni, obrońcy i oskarżeni) wygłoszą swoje ostatnie mowy. Jaki będzie ich wynik? Trudno spekulować. Jeśli sąd nie uwierzy w linię obrony oskarżonego, Warawce grozi dożywocie.©℗
Leszek Wójcik
Fot. Ryszard BAŃKA/archiwum