Co się wydarzyło na naszej zachodniej granicy? Niemiecka policja przywiozła migrantów

Morski Oddział Straży Granicznej czeka na oficjalne stanowisko niemieckiej policji. Fot. MOSG  

Niemiecka policja przywiozła do Osinowa Dolnego w województwie zachodniopomorskim rodzinę z Bliskiego Wschodu - i pozostawiła ją tam. "To działanie poza procedurami", skomentował przedstawiciel polskiego rządu. Strona niemiecka odpowiada, że miała prawo to zrobić. 

Według relacji portalu chojna24.pl. niemiecki radiowóz w piątek przywiózł pięcioro migrantów: dwie osoby dorosłe i troje dzieci. Miał ich wysadzić na parkingu i odjechać. Według relacji świadków pozostawione osoby zaczepiały przechodniów i ruszyły w kierunku jednego ze sklepów dyskontowych. Najpierw na miejsce przyjechała polska policja, a potem funkcjonariusze Straży Granicznej, ale migrantów już nie było. 

W poniedziałek rozmawialiśmy z p. o. rzecznika prasowego Komendanta Morskiego Oddziału Granicznego Tadeuszem Gruchallą - Wensierskim. Powiedział, że jak dotąd rodziny migrantów nie udało się odnaleźć. I że polska Straż Graniczna wciąż czeka na oficjalne stanowisko niemieckiej policji, do którego mogłaby się odnieść.  

Głos w tej sprawie zabrał także sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji Czesław Mroczek. W poniedziałek w studiu Polskiej Agencji Prasowej powiedział:

- Komendant Straży Granicznej jest już po rozmowie ze swoimi niemieckimi odpowiednikami. We wtorek do sprawy ma się oficjalnie odnieść Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. To było działanie poza procedurami i całą pewnością tak działać nie można.

Stanowisko niemieckiej policji przywołuje dziennik "Fakt" (nasze służby nie chcą go skomentować, bo to informacja prasowa, nie oficjalne stanowisko). Dziennik cytuje Gero von Vegesacka, rzecznika prasowego niemieckiej policji, który poinformował, że w ramach tymczasowo przywróconych kontroli na granicach wewnętrznych, w tym z Polską, funkcjonariusze niemieckiej policji federalnej zatrzymali pięcioosobową rodzinę afgańską — dzieci w wieku 4, 6 i 8 lat oraz dorosłych w wieku 30 i 40 lat - która wjechała do Niemiec "bez zezwolenia". Za to mieli przy sobie polskie zaświadczenia o nadaniu statusu uchodźców dla dorosłych i polskie dowody osobiste dla dzieci. Jego zdaniem ta "rodzina musiała zostać odesłana do Polski".

— W tym względzie istotne znaczenie miał brak pozwolenia na wjazd i pobyt rodziny w Niemczech oraz toczące się postępowanie azylowe w sąsiedniej Polsce, dla którego posiadali oni polskie zaświadczenia o udzieleniu azylu. Aby uniknąć konieczności przetrzymywania rodziny przez nadmiernie długi czas i aby procedura przebiegała jak najsprawniej dla rodziny, funkcjonariusze postanowili poinformować o sytuacji polską Straż Graniczną za pośrednictwem Wspólnego Centrum w Świecku i przekazać rodzinę polskiej straży granicznej. Ponieważ przez kilka godzin nie było żadnej reakcji ze strony polskiej, funkcjonariusze postanowili zabrać rodzinę z patrolem na granicę polsko-niemiecką w pobliżu Hohenwutzen, aby stamtąd zwolnić ich do Polski (egzekwowanie wydalenia) — tłumaczy Gero von Vegesack.

W czasie transportu dzieci miały się zacząć na problemy zdrowotne. Dlatego "funkcjonariusz policji federalnej znający okolicę, w porozumieniu z ojcem dzieci, postanowił pojechać do najbliższej apteki, która znajdowała się w Polsce, aby w razie potrzeby udzielić szybkiej pomocy".©℗

Alan Sasinowski