Czy to dobrze dla szczecińskiej sceny?
Nim spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, kilka najbardziej wyrazistych przykładów niezbyt dobrych zmian w tej mierze.
Zamieszanie wokół Teatru Polskiego we Wrocławiu, do którego doszło po zmianie dyrekcji i wynikłych stąd konfliktach nowego dyrektora – Cezarego Morawskiego – z zespołem, mimo kolejnych rozstrzygnięć prawnych i decyzji mniej lub bardziej politycznych, doprowadziło w praktyce do degrengolady sceny. Odeszli jej najlepsi aktorzy, reżyserzy nie chcą z nią współpracować, udanych premier brak, odwróciła się też od teatru publiczność. W efekcie jeden z najlepszych teatrów w kraju przestał istnieć. Choć formalnie, oczywiście, istnieje. Tyle że zmienił się w atrapę.
Znane są też niewesołe ostatnio przygody Starego Teatru w Krakowie. Na miejsce kontrowersyjnego, ale cenionego przez widzów i krytykę Jana Klaty wybrani zostali Marek Mikos (dyrektor naczelny) i Michał Gieleta (dyrektor artystyczny). Pierwszy znany był dotąd głównie jako krytyk teatralny, drugi… nigdy nie pracował w Polsce, bo (skądinąd z powodzeniem) realizował się twórczo w Wielkiej Brytanii. Ale właśnie to oderwanie od tradycji polskiej sceny (dodajmy tu, że Stary Teatr ma status Teatru Narodowego) – i skłonność do jej komercyjnego traktowania – jest głównym zarzutem przeciw tej nominacji. Bardzo źle przyjętej w Krakowie i teatralnej Polsce. Dominuje opinia, że oto upadł kolejny ważny w kraju teatr. Kończące sezon „Wesele” Wyspiańskiego w reżyserii Klaty – spektakl znakomity – stało się w tych okolicznościach dramatycznym (nomen omen) manifestem – głosem protestu, czy może raczej przestrogą przed manipulowaniem kulturą.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 11 sierpnia 2017 r.
ADL
Na zdjęciu: Teatr Polski wyrobił sobie u szczecińskich widzów markę sceny lubianej i popularnej... Na zdjęciu scena z przedstawienia „Cafe Hemar” w reż. Adama Opatowicza
Fot. Włodzimierz PIĄTEK