Jest niczym Trójkąt Bermudzki, bo przepadają w nim wszyscy - bez wyjątku - na długie godziny. Najczęściej dają mu się pochłonąć właściciele: Elżbieta i Jerzy Gajdulowie, którzy na skrawku odziedziczonej po rodzicach ziemi przy ul. Krańcowej stworzyli dla siebie i bliskich istną namiastkę raju.
Krótka uliczka jednorodzinnej, jeszcze przedwojennej, zabudowy na Żelechowej. Przy domach widać starannie zaaranżowane przedogródki. Jeden się wyróżnia kępami hortensji o niespotykanie wielkich kwiatostanach. To ledwie zapowiedź tego, co za domem i zieloną ścianą gęstego bluszczu: zachwycające barwami kwiatów i budzące podziw różnorodnością roślinnych nasadzeń trzy ogrodowe pokoje.
Ku pierwszemu prowadzi obsypana morzem białych płatków hortensja pnąca, budząca nieprzypadkowe skojarzenie z suknią panny młodej. Tuż za nią przykuwają uwagę starannie formowane cyprysy i żywotniki - zielone tło na kwitnących host i równie zdobnych z liści żurawek, dla wazonów z pelargoniami i pysznogłówkami, dla pnących clematisów, wiciokrzewów, powojników, milinów, a też rdestówki i akebii. Widać oleander, opodal strzelistą jukkę, a też… glinianą żabę, co przysiadła w cieniu lilii, rzeźby nimf strzegących poidełka dla ptaków, przy którym równie chętnie przysiadają barwne motyle.
- Teren jest schedą po rodzicach, którzy zamieszkali w tym domu po wojnie - opowiada p. Jerzy. - Kiedyś był dużo większy, ale miasto podzieliło działki, aby część sprzedać pod nowe budownictwo. Teraz nasz ogród sąsiaduje z zabudową szeregową. Ale i tak zostało nam sporo miejsca na rozwijanie ogrodniczej pasji.
U wejścia do drugiego z ogrodowych pokoi kwitną róże i krzewuszki. Za nimi „Panna wodna" z nosidłem spogląda na zakątki z różowymi i białymi jeżówkami, purpurowymi szałwiami, z żółtymi uczepami. Tam mieczyki wygrywają pogoń ku światłu z miodunkami, a obok azalii rozkwita dywan aksamitek. Róże zostały skomponowane z cesarskimi koronami i liliami, a purpurowe dzierżany z różowymi goździkami i żółtymi dziurawcami.
Stąd morze różnorodnych żurawek prowadzi ku trzeciemu z ogrodowych pokoi. Tam równie bujne kwiatowe rabaty konkurują o uwagę gości z ozdobami. Pagodą i mostkiem w japońskich stylu, opodal których - pośród ozdobnych traw - znalazło się miejsce nie tylko dla Buddy, ale też Wisznu i… słonia. Tam z dzbanów się wylewają zarówno begonie, jak i surfinie, petunie, jak rojniki. Za tło mając oryginalne odmiany lilii, róż, a też złocienie, rudbekie, różowymi drobnymi płatkami obsypane tawułki. Są i szałwie omszone, starce, pelargonie, astry. Morze kwiatów o mocnych energetycznych barwach.
Ogród zachwyca różnorodnością nie tylko roślin, ale też zaskakuje dekoracyjnymi akcentami. Mnóstwo w nim filigranowych glinianych postaci, dzbanów, mis, tac, a przede wszystkim latarni.
- To dzięki nim ogród zachwyca także nocą - opowiada p. Elżbieta. - Dajemy też drugie życie starociom. Zabytkowej tarce, koszom na owoce, kankom od mleka, metalowym konewkom. Gros z naszych ozdób pochodzi z „pchlego targu" albo zostało sprowadzonych z Wielkiej Brytanii. Łączymy je z roślinami, aby w każdym punkcie ogrodu coś cieszyło oko.
Nie ma kwiatowego targu w Szczecinie i okolicy, którego by nie odwiedzili. Podobnie jak ogrodnictw i centrów ogrodniczych. Nie ma też takich odwiedzin, z których nie wracaliby choć z jednym (bywało, że z całym bagażnikiem) nowym okazem do kolekcji, na którą się składają setki roślin, dziesiątki odmian i… mnóstwo pracy.
- Liczenie żurawek zarzuciłam bodaj przy 120. Hortensji w odmianach mamy około 30. Do tego lilii, róż, azalii, które trzeba by liczyć chyba dziesiątkami. Kolekcje host, w tym najrzadziej spotykana o białych liściach, na które składa się co najmniej 50 odmian. Nie, nie zliczę wszystkiego - śmieje się Elżbieta. - Kocham ten ogród. Jest moim życiem. Wrócił mi zdrowie, uleczył duszę.
Trudno uwierzyć, że jeszcze lat temu parę była to tylko rozległa połać trawnika z niewielkim marginesem kwiatów, wyznaczonym ozdobnymi kamieniami. Wciąż może jakością murawy konkurować w Wimbledonem, ale skurczył się, niemal wchłonięty przez kwiaty. Teraz ogrodowa strefa rekreacji zajmuje ledwie taras przy wejściu. Reszta to rajski ogród, szyty na… miarę wyobraźni. ©℗
Tekst i fot. Arleta NALEWAJKO
Na zdjęciu: Od ulicy widać tylko dom i zieloną ścianę gęstego bluszczu. Jednak wystarczy podejść, żeby dostrzec furtę otwartą do ogrodu. Za nią feeria barw kwiatów o niespotykanej różnorodności, nie tylko zielonych faktur liści, ale też kształty oryginalnie formowanych krzewów. Całość zarzucona morzem dekoracyjnych dodatków: od biedronek, przez skrzaty po latarnie i dzbany.