Niewiele miał do powiedzenia ekspremier Jan Krzysztof Bielecki, który jako świadek stawił się w poniedziałek (24 października) w Sądzie Okręgowym w Szczecinie. Trwa tu proces o odszkodowanie za utraconą wartość akcji Stoczni Szczecińskiej Porta Holding. Za to Ryszard Kwidziński, były wiceprezes SSPH, mówił dużo. Z jego zeznań wynikało, że przedstawiciele rządu SLD zwodzili zarząd stoczni, nie dotrzymali wcześniejszych uzgodnień i doprowadzili zakład do upadku.
Byłego premiera pytano, czy ma wiedzę dotyczącą działań wokół stoczni w latach 2001-2002. Bielecki przypomniał, że w tym czasie pracował za granicą, był członkiem Rady Dyrektorów Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju.
– Mam wiedzę o charakterze gazetowym na temat upadłości stoczni – zaznaczył Bielecki.
Mówił później dziennikarzom, że od 20 lat przyjeżdża do Szczecina w sprawie przekształceń stoczni.
– Sąd wzywa, to się stawiam – tłumaczył, choć przyznał, że nie bardzo wie, dlaczego jest wzywany i żartował, że może występuje w roli dekoracji. Jak dodał, bardzo chętnie jeszcze przyjedzie.
Na temat sytuacji stoczni, szczególnie ekonomicznej, w latach 2001-2002 mówił za to dużo Ryszard Kwidziński, były wiceprezes SSPH i były prezes jej spółki-córki – Stoczni Szczecińskiej. Przypomniał, że od 1991 r. miała ona co roku znaczące zyski i duży portfel zamówień.
– W 2001 roku budowaliśmy m.in. chemikaliowce – mówił. – Były pewne problemy technologiczne, co wydłużyło cykl budowy i przepływu pieniędzy. Później okazało się, że te problemy były spowodowane postawą pewnej grupy pracowników.
Według R. Kwidzińskiego, doszło do sabotażu, bo najlepsi spawacze nagle mieli złe wyniki. Jak stwierdził, było to inspirowane przez ulotki wzywające do takich działań i prawdopodobnie stały za tym służby. Podobnie jak za późniejszymi protestami stoczniowców.
– Nie otrzymywaliśmy nowych kredytów, bo prezesi banków stwierdzali, że według ministrów jesteśmy złodziejami – mówił.
Przypomniał też, że rząd SLD w czerwcu 2002 r. zmienił koncepcję związaną z rozwojem przemysłu stoczniowego.
– Odszedł od ustaleń, które dwa tygodnie wcześniej miał z nami, w momencie, kiedy składaliśmy rezygnację i kiedy robiliśmy to za obietnice pomocy Stoczni Szczecińskiej – zaznaczył. – Rząd zmienił świadomie koncepcję i realizował to, co doprowadziło ostatecznie do likwidacji przemysłu stoczniowego w Szczecinie.
W największym pozwie zbiorowym w Polsce ok. 2200 akcjonariuszy stoczniowego holdingu domaga się od Skarbu Państwa zadośćuczynienia za utracone korzyści. Łącznie roszczenia mogą wynieść co najmniej kilkadziesiąt mln zł.
Tekst i fot. (ek)