Kleszczy w tym sezonie jest wyjątkowo dużo. Wzrasta też liczba zdiagnozowanych przypadków boreliozy. Chociaż do tej diagnozy droga nie jest krótka. Lekarz rodzinny może szybko wprowadzić terapię na podstawie wywiadu i oceny rumienia (charakterystycznego w pierwszym stadium choroby). Ale nie ma uprawnień do kierowania na badania diagnostyczne. Można więc albo czekać wiele miesięcy na wizytę u specjalisty chorób zakaźnych, albo zapłacić za testy – nawet ponad 200 zł.
Tylko od stycznia do końca maja tego roku w Zachodniopomorskiem zgłoszono ponad 150 przypadków zakażenia boreliozą. Zagrożenie jest więc bardzo realne. Szybka diagnoza i terapia pozwalają pokonać chorobę i zapobiec jej powikłaniom. Pierwsze kroki, w razie podejrzenia zakażenia, musimy skierować do lekarza rodzinnego. Nie możemy jednak oczekiwać, że w każdym przypadku otrzymamy u niego jednoznaczną diagnozę. Do tej droga może okazać się dość długa.
– Lekarz rodzinny wdroży działania profilaktyczne na podstawie obrazu klinicznego: wywiadu (w którym pacjent informuje, że miał kleszcza – red.) i oceny rumienia (jeśli taki wystąpił) – informuje dr Wiesława Fabian, lekarz rodzinny. – To leczenie antybiotykiem według określonego schematu. Nie mamy zaś możliwości kierowania na badania w kierunku boreliozy. Może je zlecić specjalista chorób zakaźnych, do którego kierujemy, jeśli stwierdzamy, że jest to wskazane.
W naszym regionie są jednak jedynie trzy poradnie chorób zakaźnych. Czas oczekiwania na planową wizytę może przekroczyć nawet 200 dni.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 14 czerwca 2017 r.
Agnieszka Spirydowicz
Fot. Piotr Barański